„Mamo, praca na działce teraz nie jest modna! A pomidory i ogórki można kupić w sklepie!” – oznajmili mi syn i synowa, kiedy poprosiłam ich, żeby przyjechali na działkę i pomogli. Ale kiedy trzeba jeść, to nie odmawiają produktów z działki, a kiedy trzeba pomagać – nie chcą.
Uważam, że w tym roku, jak nigdy wcześniej, trzeba pomyśleć o przyszłości, bo sytuacja na świecie jest niepokojąca. Dlatego od wczesnej wiosny pracuję na działce, żeby potem mieć własne warzywa i owoce.
Mam wspaniałą działkę – sześć arów, domek z trzema pokojami, kuchnię, letni taras. Jest też szklarnia, ogród warzywny, drzewa owocowe, krzewy porzeczek i malin. Uważam, że to po prostu rajskie miejsce na odpoczynek.
Tylko że pracuję przy tym wszystkim sama, a owoce, warzywa i jagody z naszej działki lubią wszyscy! Mój mąż interesuje się tam tylko wędkowaniem nad rzeką, a syn z synową – jeszcze przed narodzinami syna – przyjeżdżali na działkę ze znajomymi w weekendy, żeby zrobić grilla, i to wszystko!
Teraz po prostu nalegam, żeby wszyscy razem zaczęli pracować na działce, bo nie wiemy, co nas czeka w przyszłości. Jednak młodzi nawet nie chcą o tym słyszeć.
Wcześniej, zanim urodził się wnuk, zawsze aktywnie wypoczywali, zazwyczaj jeździli nad morze. Rozumiałam ich i nie mówiłam ani słowa – są młodzi, niech odpoczywają, jak chcą.
Kiedy pojawił się wnuczek, przez dwa lata nigdzie nie wyjeżdżali: maluch często chorował i był jeszcze za mały – gdzie go było zabierać? W tym roku planowali znowu wyjazd nad morze, ale sytuacja na świecie raczej im na to nie pozwoli.
We wrześniu wnuk skończy trzy lata. Synowa jesienią wraca do pracy, więc przydałoby się jej nabrać sił, a syn ma urlop od połowy czerwca do sierpnia. Powiedziałam im od razu:
„Pakujcie się i na miesiąc jedziemy wszyscy na działkę. Tam jest cicho, czyste powietrze, rzeka – wnuk będzie miał gdzie się kąpać i chodzić z dziadkiem na ryby. A my, całą rodziną, popielimy grządki, wyhodujemy warzywa i nie będziemy głodować zimą”.
Byłam pewna, że to świetny pomysł. Ale mnie wyśmiali. Syn:
„Mamo, żartujesz? Mam urlop, a nie pracę na plantacji”. A synowa dodała: „Teraz to nie jest modne! A pomidory i ogórki można kupić w sklepie! Co tam w ogóle robić – w tej nudnej wiosce?”.
Tak, rzeczywiście, jestem jeszcze z tych czasów, kiedy z mężem jeździliśmy na wakacje do moich rodziców na wieś. I nie widzieliśmy w tym nic złego, że mój mąż pomagał im w męskich pracach, a my z mamą zajmowałyśmy się ogrodem.
Ale to był raczej wypoczynek! Rano do obiadu trzeba było pielić grządki, a potem można było się poopalać, pójść nad rzekę, a wieczorem zaprosić sąsiadów na grilla, nakryć stół, odpocząć, porozmawiać.
Myślałam, że mąż mnie poprze i przekona młodych, żeby pojechali z nami na działkę. Ale usłyszałam odpowiedź, której w ogóle się nie spodziewałam. Okazało się, że mojemu mężowi też bardzo nie podobało się jeżdżenie do moich rodziców na wieś. Byłam w szoku, zapytałam, dlaczego mi tego wcześniej nie powiedział, a on odpowiedział:
„Nie mogłem ci odmówić – przecież zawsze płakałaś: ‘Chcę do mamy i taty!’. Żal mi cię było, ale niepotrzebnie – straciłem tyle młodych lat, kiedy mogliśmy jeździć nad morze! Teraz jeżdżę z tobą na działkę tylko ze względu na rzekę. A ty jeszcze chcesz młodym zmarnować życie tymi grządkami. Chcesz dać synowi i synowej odpocząć – zabierz wnuka na działkę i baw się z nim, ile chcesz”.
Ale nie mogę zabrać wnuka samego – boję się, że sobie nie poradzę, przecież jest jeszcze mały, potrzebuje mamy. Dlatego wciąż nalegam, żeby dzieci zmieniły swoje podejście i zaczęły mi pomagać na działce. Bo kiedy trzeba jeść, to nie odmawiają produktów z działki, a kiedy trzeba pomagać – nie chcą.
