Mamy z żoną czworo dzieci. Zawsze marzyliśmy o dużej rodzinie. I choć nie wszyscy nas rozumieją, uważamy, że dzieci to nasza przyszłość, a im jest ich więcej, tym lepiej
Wiadomość o czwartym dziecku nasi rodzice z obu stron przyjęli niezbyt entuzjastycznie. A niektórzy przyjaciele, w których rodzinach jest po jednym dziecku, otwarcie z nas szydzili, mówiąc, po co w tak trudnych czasach rodzić tyle dzieci. Ale my z Ireną staraliśmy się nie zwracać na nich uwagi, bo jeszcze przed naszym ślubem marzyliśmy, że będziemy mieć dużą rodzinę.
Teraz jesteśmy zwykłymi przeciętnymi rodzicami, którzy świadomie chcą mieć co najmniej czworo dzieci. Trójka już jest, czwarte w drodze. Tak, żona prawie nie wychodzi z urlopu macierzyńskiego. Ale za to jest doskonałą matką i wspaniałą gospodynią. Dzieci są zawsze najedzone, w domu jest czysto, pomagam jej we wszystkim, chociaż sam pracuję na dwóch etatach. Tak, bywa bardzo ciężko, a nawet często musimy rezygnować z wielu rzeczy, bo nasz budżet nie pozwala nam żyć na szeroką nogę. Ale za to mamy największy skarb – nasze dzieci.
Oczywiście, przy takiej liczbie dzieci, już sam nie należysz do siebie, a jeśli są jakieś trudności finansowe, to my nie zjemy swojego kawałka, a damy dzieciom. A trudności finansowe mają wszyscy, nie tylko wielodzietni. Mam stałą pensję na dwóch etatach, czasami są podwyżki i premie, a dodatkowych prac nie biorę, bo też muszę być czasem w rodzinie. Ale żona jest kompetentnym domowym księgowym i zawsze stara się właściwie rozdzielić pieniądze, więc na podstawowe rzeczy nam wystarcza.
Nie jest łatwo także z wychowaniem, ponieważ każde dziecko ma swój charakter i każde wymaga specjalnego podejścia. Ale staramy się rozpoznać talenty każdego i już w tym kierunku je rozwijać. I już mamy czym się chwalić – starszy syn ma już medale ze zawodów sportowych, a druga córka zaczęła chodzić do studia tanecznego.
Ponadto staramy się zaszczepić naszym dzieciom wszystkie normy moralności chrześcijańskiej i życia w społeczeństwie. Oczywiście, starsze chodzą do przedszkola, żona siedzi w domu z młodszym, ale dzieci z przedszkola odbiera sama, ponieważ ja jestem w pracy.
Dlatego nie rozumiem zarzutów i oburzenia ze strony społeczeństwa. Wyrażenia „nieroby” i „biedacy” już słyszeliśmy, choć na żebraków nie wyglądamy. Ale zrozumcie, duża rodzina to nie tylko wspaniale, ale i swego rodzaju wkład w swoją przyszłość: nawet jeśli dzieci dorosną i się rozejdą, to nam, jako ludziom starszym, i tak będą pomagać, a w chorobie – wezmą na siebie odpowiedzialność za opiekę nad nami. Przynajmniej, my z żoną na to szczerze liczymy.
A jeszcze wierzymy, że te dzieci staną się użyteczne dla społeczeństwa: ktoś może zostać lekarzem, nauczycielem, budowniczym – w każdym przypadku, my, osobiście, wychowamy takie dzieci.
Wierzcie, każda zamożna wielodzietna rodzina liczy tylko na siebie. A jeśli Bóg da jeszcze więcej dzieci – to i tak będziemy rodzić i wychowywać.
