Mary zebrała bogaty kosz prezentów i wysłała go do księdza. Myślała, że uzna ją za najmilszą i najbardziej hojną ze wszystkich parafian. Ale ksiądz nie przyjął jej darów
Rano, w wielkie święto, Maria złożyła koszyk: solony łosoś, duży kawałek szynki, świeże, ciepłe, rumiane ciastka, sernik, pół główki maślanego sera… Kazała swoim służącym nieść te wszystkie dobra i nie upuścić ich w wiosenne błoto!
W entuzjastycznym nastroju podeszła do szanowanego kapłana. Nie chodziła, ale zdawała się unosić na chmurach! Podziwiała tego człowieka. Słuchała jego kazań. To do niego Maryja przyniosła swoje dary.
A ksiądz był skromny, w starym ubraniu. Żył skromnie, w ubóstwie, w małym domku. Kobieta wyobrażała sobie, jak szczęśliwy będzie jej idol z jej bogatych darów. Uznałby ją za najmilszą i najhojniejszą ze wszystkich parafian.
Ksiądz podziękował jej i spojrzał na kosze. Ile rzeczy! I powiedział do kobiety:
– Dałaś też prezenty swojej rodzinie i służbie, prawda
Maria odpowiedziała, że jej rodzina nie zasługuje na prezenty.
– Mój mąż nie zwraca na nich uwagi, zawsze pracuje nad dokumentami i chodzi do pracy. Jest zimną i bezduszną osobą. Moja teściowa to okropna kobieta, dwanaście lat temu, również w Wielkanoc, powiedziała coś obraźliwego. Mogę powtórzyć każde słowo, te słowa tak zapadły mi w serce. Od tamtej pory rozmawiam z nią przez zaciśnięte zęby i tylko służbowo.
Mój syn jest niezdarnym dzieciakiem, poszedł studiować malarstwo. Nie słucha mnie, związał się z jakąś biedną dziewczyną i chce się z nią ożenić. Dlatego przekląłam syna i zerwałam z nim stosunki. A moja córka jest samowolna, czyta tylko czasopisma i nie szanuje świąt. Niczego ode mnie nie dostanie.
Kapłan zapytał o służbę, kucharkę i dozorcę. Co dostali?
– Nic. Na nic nie zasłużyli. Dozorca jest często pijany. Służba jest leniwa i złodziejska. Nie zasługują na żadne prezenty. Zasługujesz na nie tylko ty, ojcze, swoimi pięknymi kazaniami. Twój trzeźwy styl życia i skromność. Wszyscy o tym wiedzą. Uwielbiam cię!
Ksiądz westchnął i kazał zabrać prezenty do domu. Powiedział:
– Nic nie chcę. Dajcie prezenty swojej rodzinie. A to będzie najlepszy prezent dla mnie. Rozdajcie je. Prawdopodobnie nie zostawiłeś im nawet wielkanocnych ciast. Oni nie zasługują na prezenty. Zasługują na medale i nagrody. A prezenty daje się najpierw bliskim. Z miłości. I wybacza się im błędy i przewinienia!
Maria była bardzo urażona. Kazała sługom zabrać kosze. Sama wzięła największy kosz z ciastami… Odwróciła się i odeszła, rozczarowana.
Ale dotarła do swojego domu z niebieskimi okiennicami. Niebo było błękitne, słońce chlapało światłem, żółte kwiaty kwitły w rowach. A liście były delikatne i zielone. A dusza kobiety zmiękła, a jej uraza przepłynęła przez czyste łzy. Łzy skruchy.
A w domu przyniosła talerz wielkanocnych ciast swojemu cichemu, chudemu mężowi, który siedział z piórem i kopiował dokumenty. Pachniały tak pysznie! Zawołała go, żeby napił się herbaty, a samowar już się gotował! Pocałowała go w siwą brodę i jakież było jego zdziwienie!
Dała teściowej szal z frędzlami i zaprosiła ją na herbatę z wielkanocnymi ciastami i szynką. Pocałowała staruszkę w suchy policzek, a w niej ledwie migotało życie.
Pogratulowała też synowi. Dała mu kilka rzeczy, poszła do jego mieszkania. Dała też brokat i aksamit dla dziewczynki. Córka płakała, tuliła się do matki, prosiła o wybaczenie. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, jej mama dała jej tyle pięknych rzeczy! Na stole było tyle smakołyków, samowar się gotował i wszyscy byli szczęśliwi.
Dozorca, służba, kucharka – wszyscy dostali dobre prezenty. I smakołyki. A kobieta ucałowała ich wszystkich, powiedziała najważniejsze słowa. I poczuła ciepło w duszy, zakwitły kwiaty, zaświeciło słońce… Nadeszła wiosna. A wieczorem przyszedł stary ksiądz. On też pił herbatę. Nikogo nie ganił ani nie beształ. I wziął w prezencie wielkanocne ciasto. Tylko tyle wziął.
Bo ile człowiek potrzebuje? Tylko miłości i przebaczenia. Tego potrzebują nasi bliscy. I my też ich potrzebujemy.
