Marzena zostawiła męża i dzieci, a my zamieszkaliśmy razem. Moje szczęście nie miało granic — wydawało mi się, że właśnie o takiej kobiecie marzyłem przez całe życie. Ale wszystko zmieniło się jakieś pół roku temu. Teraz bardzo chciałbym, żeby wróciła do swojej rodziny, do swojego męża
Pół roku temu poznałem wspaniałą kobietę. Myślałem, że to miłość mojego życia. Była tak piękna, że podbiła moje serce samym tylko spojrzeniem. Zapamiętałem jej ogromne oczy — od tamtej pory nie mogłem przestać o niej myśleć, ani w dzień, ani w nocy. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś podobnego. Wydawało się, że mógłbym spędzić całe życie u jej boku, szczęśliwy i spełniony.
Od pierwszych minut naszego poznania byłem pewien, że to ona zostanie moją żoną.
Ale w tej pięknej historii było jedno, bardzo poważne “ale” — Marzena miała męża i dwójkę dzieci. A jednak pokochałem ją szczerze i nie umiałem się wycofać.
Na początku Marzena próbowała unikać kontaktu, ale z czasem zgodziła się na spotkanie. Tamtego wieczoru rozmawialiśmy tak swobodnie i przyjemnie, że nawet nie zauważyliśmy, kiedy zrobiło się późno. Pożegnała się uprzejmie i wróciła do domu, a ja wiedziałem już, że “lód został przełamany”.
Spotykaliśmy się przez dwa miesiące, a potem przeprowadziła się do mnie. Tak, Marzena odeszła od swojej rodziny i zamieszkała ze mną. Byłem wtedy w siódmym niebie. Wydawało mi się, że niczego więcej nie potrzeba do szczęścia. Byliśmy dla siebie najbliżsi na świecie.
Ale około miesiąc temu zacząłem zauważać rzeczy, które zaczęły mnie w niej irytować — rozrzucone kosmetyki, brudna filiżanka zostawiona na stole na noc i tym podobne drobiazgi. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego zacząłem zwracać na to uwagę, bo sam przecież nigdy nie byłem przesadnie pedantyczny.
Na początku próbowałem to ignorować. Ale z czasem uświadomiłem sobie, że problem nie tkwi w niej, tylko we mnie. Moje uczucia do niej zaczęły się zmieniać. Już nie odczuwałem potrzeby jej nieustannej obecności. Czasami wręcz pragnąłem pobyć sam, jak dawniej.
Nie rozumiem, dlaczego tak się stało — serca nie da się zmusić do uczuć. Ale im więcej czasu razem spędzaliśmy, tym bardziej rosła we mnie potrzeba samotności. Nie potrafię jednak tak po prostu wystawić jej za drzwi. Zostawiła dla mnie wszystko — dom, męża, dzieci. Nie jestem podłym człowiekiem. Ale coraz częściej nachodzi mnie myśl: skoro potrafiła tak łatwo odejść od rodziny dla mnie, to skąd pewność, że któregoś dnia nie zrobi tego samego mnie?
Może właśnie ta intuicja podpowiada mi, żeby zakończyć ten związek, zanim sytuacja stanie się jeszcze trudniejsza?
Na razie nic jej nie powiedziałem. Staram się najpierw poukładać myśli w głowie. Ale Marzena zaczyna coś podejrzewać — widzę to w jej oczach. Milczy, ale czuje, że coś się zmieniło.
Nie potrafię jej teraz zostawić, ale jednocześnie nie potrafię już cieszyć się jej obecnością jak kiedyś. Czy naprawdę była mi potrzebna tylko dlatego, że była “cudza”? Nigdy nie uważałem się za człowieka, który łatwo odpuszcza. A jednak…
Przerzucam te wszystkie myśli w głowie i nie wiem, jak właściwie postąpić.