Mój mąż jest bardzo zamożnym człowiekiem. Zresztą, chętnie pomaga też mojej mamie. Mama mówi, że nigdy nie żyła tak dobrze jak teraz – ma wszystko, o czym mogła marzyć. Kiedyś, w przypływie szczerości, postanowiłam się z nią podzielić tym, że zakochałam się w kimś innym i coraz częściej myślę o rozwodzie. Ale mama natychmiast przerwała mi rozmowę: „Zapamiętaj, córko – prawdziwe szczęście kobiecie dane jest tylko raz w życiu.”
Mama zawsze powtarzała, że za mąż trzeba wychodzić nie za tego, w którym się zakochasz, ale za tego, który cię kocha i potrafi uczynić cię szczęśliwą. Wierzyłam jej, bo sama przeżyła trudne małżeństwo – wyszła za mąż z miłości, ale ojciec odszedł i wszystko spadło na nią. Dla mnie chciała lepszego losu. Dlatego powtarzała: „szukaj mężczyzny odpowiedzialnego, spokojnego, który da ci poczucie bezpieczeństwa.”
I takiego właśnie znalazłam. Do niedawna uważałam się za bardzo szczęśliwą kobietę. Mój mąż, Marek, jest właścicielem dużej firmy. Dobrze zarabia, ma głowę do interesów, a ja dzięki niemu mam wszystko – dom z ogrodem pod Warszawą, dwa samochody, wakacje w Toskanii, zakupy w najlepszych butikach. Nie pracuję. Marek nigdy nie ograniczał mnie finansowo. Pomaga też mojej mamie – opłaca jej turnusy rehabilitacyjne w sanatoriach, kupuje leki, odwiedza, kiedy ja nie mogę. Mama jest zachwycona, mówi, że trafił mi się anioł, nie mąż.
Jednym słowem, Marek wyciągnął nas z biedy, dał nam wygodne życie i ogrom miłości. Czego więcej można chcieć? Tak żyłam – spokojnie, bez trosk. Aż pewnego dnia mój idealny świat nagle się zachwiał. Wydawało mi się, że kocham Marka – za jego dobroć, opiekuńczość, ciepło. Ale okazało się, że to nie była miłość, tylko wdzięczność. Prawdziwe uczucie przyszło niespodziewanie – w klubie fitness.
Tam poznałam Pawła. Na początku rozmawialiśmy tylko o treningach, potem coraz częściej o życiu. Nie wiem, kiedy to się stało, ale zaczęłam czekać na te spotkania jak na powietrze. Każdego ranka chciałam tylko usłyszeć jego głos. Myśl o nim dawała mi skrzydła. To uczucie było czyste, szalone i takie… prawdziwe. Pierwszy raz w życiu naprawdę się zakochałam.
Ale sumienie nie daje mi spokoju. Ciągle myślę o Marku. On nie zasłużył na zdradę. Jest wspaniałym człowiekiem, który kocha i ufa bezgranicznie. A ja nie potrafię mu tego odwzajemnić. Nie chcę wyjść na wyrachowaną, ale trudno tak po prostu zrezygnować z życia, do którego się przyzwyczaiłam. Z jednej strony wiem, że z Pawłem byłabym szczęśliwa, z drugiej – złamałabym serce człowiekowi, który dał mi wszystko. Czy można budować własne szczęście, niszcząc cudze? To myśl, która mnie paraliżuje.
Kiedy próbuję sobie wyobrazić rozmowę z Markiem, ogarnia mnie strach. Nie wiem, jak spojrzeć mu w oczy. A on chyba już coś przeczuwa. Patrzy uważniej. Milczy więcej. Dlatego znowu zadzwoniłam do mamy. Opowiedziałam jej wszystko. Że zakochałam się w kimś innym. Że nie wiem, co robić. Mama westchnęła i powiedziała tylko: „Nie rób tego, Aniu. Szczęście przychodzi tylko raz. Ty swoje już dostałaś. Nie szukaj burzy, kiedy masz słońce. Masz cudownego męża – doceń to.”
I może mama ma rację. Może to ja zgłupiałam. Ale jak zapomnieć o Pawle? Jak zabić w sobie to uczucie? Nie wiem. Zastanawiam się tylko, ile jeszcze kobiet musiało stanąć przed takim samym wyborem – między spokojem a miłością.
