Mój mąż obraził się i już od dwóch tygodni mieszka u swojej mamy, a wszystko przez to, że wyrzuciłam jego graty ze schowka. Dałam mu ultimatum: jeśli nie wróci, złożę pozew o rozwód
Mój 38-letni mąż obraził się i od dwóch tygodni mieszka u swojej mamy. Powodem było to, że nie doczekałam się jego działania i wyrzuciłam wszystkie niepotrzebne rzeczy ze schowka. Teraz jestem tyranem, którego zdanie nikogo nie obchodzi. Zaczynam myśleć, żeby zostawić go u mamy. Jedno dziecko już mam, wystarczy mi. Nie potrzebuję wychowywać mężczyzny w czwartym dziesięcioleciu życia.
Żeby nikt nie miał wrażenia, że bezlitośnie wyrzuciłam rzeczy mojego męża, które starannie przechowywał i bez których nie może żyć, opowiem, jak to było.
Mamy schowek, w którym mój mąż miał zwyczaj gromadzić różne graty, które przynosił z pracy, od przyjaciół i rodziców, a nawet z ulicy. Mieszkanie, jeśli coś, jest moje.
Przez różne okresy w życiu przetrwaliśmy już z mężem wiele lat, przyzwyczailiśmy się i tolerujemy wiele wad siebie nawzajem. Jedyną rzeczą, z którą nie mogę się pogodzić, jest zaśmiecanie mieszkania. Udało mi się jedynie osiągnąć, żeby nie rozrzucał swoich “skarbów” po całym mieszkaniu, ale składał w jednym miejscu.
Ale pojawił się inny problem – w schowku skończyło się miejsce na potrzebne rzeczy. Wyjaśnię – mamy bardzo małą kuchnię, w której zdecydowaliśmy się na minimum szafek, żeby było miejsce na poruszanie się. Wszystkie garnki, miksery, słoiki z kaszami, przetwory, kieliszki i inne rzeczy, które nie są używane codziennie, przechowujemy w schowku. Przynajmniej tak było, dopóki mąż nie zrobił tam filii śmietnika.
Nie denerwowałabym się tak bardzo, gdyby na przykład był zapalonym wędkarzem i miał mnóstwo sprzętu, wędek, linek i innego ekwipunku. Wtedy byłoby to zrozumiałe – ma hobby. Ale to, co robi mąż, można nazwać tylko gromadzeniem śmieci.
W schowku leżały kierownica samochodowa, apteczka samochodowa, zepsuta strzelba do paintballa, gumowe buty-wodery, ciężarek 32 kg, zestaw modeli samochodzików i podobne graty.
Nie mamy samochodu, on nie gra w paintball, na rybach był raz w dalekiej przeszłości, od patrzenia na ciężarek może dostać przepukliny, a samochodziki wyglądają, jakby ktoś już je zjadł i zwrócił.
Prosiłam męża przez pół roku, żeby posprzątał w schowku, bo ciężarek stoi na środku, samochodziki walają się po podłodze, kierownica wciąż spada z półki i tak dalej. Niby duży schowek, ale w rzeczywistości brak miejsca.
Mąż mówił “aha”, szedł sortować swoje rzeczy, zajmował się czymś innym i odchodził, robiąc coś innego. Na moje przypomnienia mówił “już idę, zaraz, co się czepiasz”. I tak przez pół roku! A ilość gratów w schowku rosła.
Zabrałam mikser, wieczorem idę go odstawić – na jego miejscu już leży jakieś graty. Mikser się nie mieści. Muszę go zanieść do kuchni, zmusić męża, żeby posprzątał swoje rzeczy. On tylko mruczy i potakuje, dając synowi zły przykład. Teraz też ignoruje moje prośby lub robi byle jak.
Ostatnio miałam dość stosu garnków i patelni w kuchni, poszłam przenieść rzeczy męża, żeby zwolnić miejsce. Ledwie zaczęłam przestawiać, a półka się zawaliła. Trzeba było pomyśleć, żeby położyć dziesięciokilogramowe hantle na półkę, gdzie i tak jest mnóstwo rzeczy.
Tak się zdenerwowałam. Mężowi się poszczęściło, że nie było go wtedy w domu, bo bym mu te hantle… Niedorobiony sportowiec. Wzięłam worki na śmieci i zaczęłam metodicznie wyrzucać wszystkie graty.
Syn pięć razy biegał na śmietnik. Wszystko, co miało status śmieci, wyrzuciłam. Wszystko, co można było jeszcze sprzedać, zapakowałam w pudła. W schowku, mimo jednej złamanej półki, było wystarczająco miejsca na wszystko, co miało być tam przechowywane. Moje serce się cieszyło.
Mąż zauważył brak swojego skarbu dopiero trzeciego dnia. To pokazuje, jak bardzo potrzebne były mu te rzeczy. Najpierw myślał, że żartuję, po prostu gdzieś je schowałam, ale kiedy zrozumiał, że to nie żart, zrobił straszną awanturę. Jak mogłam, to były jego rzeczy, on też może wyrzucić moje kosmetyki.
Odpowiedziałam, że wyrzuciłam śmieci. Prosiłam go przez pół roku, żeby posprzątał schowek i zwolnił mi miejsce – ignorował mnie. Moja cierpliwość się skończyła, sam jest winny. Nie wspomnę już, że nie potrafił wymienić wszystkiego, co wyrzuciłam, bo nie pamięta, jakie śmieci przyniósł do domu.
Moje argumenty mężowi wydały się nieprzekonujące, demonstracyjnie spakował ubrania i poszedł do mamy. Chyba czeka, aż przeproszę i wszystko wróci na miejsce.
Nawet teściowa już do mnie dzwoniła, mówiła, że z mężczyznami tak nie można, że są w pewnych sprawach jak dzieci. A mi jedno dziecko w zupełności wystarczy.
Spojrzałam na to przedszkole i dałam mężowi tydzień na powrót do domu. Jeśli nie – składam pozew o rozwód. Nie będę przepraszać za śmieci, które mąż postawił wyżej niż rodzinę. Z egoistą mi nie po drodze.
