Mój narzeczony oznajmił, że na swoje potrzeby i “zachcianki” powinnam wydawać własne pieniądze
Kiedy z narzeczonym planowaliśmy zamieszkać razem, oznajmił mi, że jeśli będziemy razem mieszkać, to za jedzenie, opłaty i inne codzienne wydatki będziemy płacić po połowie, a resztę pensji każdy będzie wydawać na siebie. Nie rozumiem tego.
Czy wymyślił to z chciwości czy z wyrachowania? Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Tym bardziej że powiedział, że jeśli któreś z nas nie będzie miało pieniędzy, to drugie płaci za dwoje, ale jakby daje pieniądze w formie pożyczki. Dla mnie to bardziej przypomina jakieś relacje biznesowe niż rodzinne.
Poznaliśmy się z narzeczonym w internecie, a pierwsze spotkanie miało miejsce w kawiarni, w której on zapłacił za mnie. Takie okazywanie uwagi bardzo mi się spodobało. Tak zaczął się nasz okres “kwiatów i czekoladek” w związku. Zawsze pięknie mnie adorował, dawał prezenty i kwiaty, zabierał do restauracji, do kina. Narzeczony ma swoje dwupokojowe mieszkanie, więc od czasu do czasu nocowałam u niego. I właśnie wtedy ten okres się skończył…
Jak mi opowiadał, wcześniej miał dziewczynę, którą interesowały tylko jego pieniądze. Wymagała, by całą pensję oddawał jej, a jeśli odmawiał — robiła awantury. To samo robiła, gdy znajdowała jego ukryte oszczędności. I właśnie po tym związku postanowił, że teraz, jeśli będzie z kimś mieszkać, to będą płacić za wszystko po połowie. Wtedy też narzeczony opowiedział mi o tym, że będziemy płacić każdy za siebie, a jeśli coś będzie potrzebne, a nie będzie pieniędzy — pożyczać od siebie nawzajem.
— No zobacz, na czynsz, opłaty i jedzenie będziemy dawać po połowie, a wszystkie swoje “zachcianki” będziemy opłacać samodzielnie. Na przykład, jeśli potrzebujesz jakąś rzecz czy kosmetyki — kupujesz je sobie sama, przecież oboje zarabiamy. Jesteśmy pełnowartościowymi ludźmi, którzy nie wymagają utrzymania.
Po takim oświadczeniu wstałam i wyszłam. Po prostu poszłam do domu. W domu opowiedziałam wszystko ojcu i liczyłam na jego wsparcie. I je otrzymałam. Tylko że poparł nie mnie, a narzeczonego, teraz już byłego.
— O, dobrze to wymyślił! A ja to całe życie żyłem na ukrytych oszczędnościach. A jeśli chciałem coś kupić — musiałem iść i kłaniać się twojej matce, żeby uprosić. Trzeba było od razu jej w ten sposób zaproponować życie! — chwalił ojciec byłego.
Byłam po prostu w szoku zarówno z ojca, jak i z byłego narzeczonego. Czy wszyscy mężczyźni tak myślą? Jak w ogóle można tak?
