Moja sąsiadka chce zrobić ze mnie nianię dla swoich dzieci

Mam po prostu dość! Nie wiem, co robić, jak postąpić i komu się zwierzyć. Sprawa dotyczy mojej sąsiadki, młodej mamy trójki dzieci. Wiek jej chłopców waha się od roku do sześciu lat. Co więcej, z tego co wiem, w ich rodzinie planowane jest kolejne dziecko. Sąsiadka to sympatyczna, pozytywna osoba, choć trochę oderwana od rzeczywistości.

Można powiedzieć, że się przyjaźnimy, ale to taka przyjaźń, która wychodzi bokiem. Sąsiadka unika prowadzenia swoich dzieci do przedszkola. Zamiast tego wyręczają ją inni sąsiedzi. Najpierw jedna rodzina wzięła na siebie tę odpowiedzialność, potem kolejni sąsiedzi zaczęli jej pomagać. Co jakiś czas albo mąż, albo żona, zupełnie obcy ludzie, zajmują się jej dziećmi, a ona nic sobie z tego nie robi. Udaje, że z trójką dzieci nie daje rady.

Mój mąż Michał również kilka razy odprowadzał jej dzieci razem z naszym synem, bo chodzą do tego samego przedszkola. Kiedy jednak przestał być w stanie godzić pracę z porannymi obowiązkami, odpowiedzialność za odprowadzanie naszego syna spadła na mnie.

Sąsiadka, zauważywszy „zmianę warty”, spróbowała przekonać mnie, żebym i jej dzieci odprowadzała. Ale akurat nasz Alek trochę się rozchorował i przez jakiś czas nie chodził do przedszkola. Później nie mieliśmy okazji się spotkać, żeby wyjaśnić tę kwestię. Tymczasem ona znalazła kolejne osoby, które jej pomagały. Krótko mówiąc, zrobiła wszystko, żeby tylko nie musieć sama zajmować się swoimi dziećmi.

Niedawno w przedszkolu usłyszałam, że po zmianie organizacji grup mój syn i jej starszy syn mogą trafić do jednej grupy. Ta informacja nie daje mi spokoju od kilku dni. Kiedy spotkałam sąsiadkę pod blokiem, była wniebowzięta:

– Wyobraź sobie, Iwona, nasz starszak będzie w tej samej grupie co twój! Ale super! Jakby ktoś nie mógł odprowadzić dziecka, to będziemy się mogły wymieniać.

Słucham tego i myślę sobie: „A kto niby poza tobą może mieć problem z odprowadzeniem dziecka?”.

Obecnie to nadal inni sąsiedzi odprowadzają jej dzieci do przedszkola. Jednak ta sytuacja z rozdzieleniem grup mocno mnie martwi. Nigdy nie powierzyłabym swojego dziecka takiej nieodpowiedzialnej osobie jak ona. Wyobrażam sobie, jak prowadzi swoich trzech synów i mojego czwartego, a za rękę trzyma tylko najmłodszego. Na dodatek muszą przejść przez szeroką, ruchliwą ulicę. Moje nerwy nie wytrzymają takiej „współpracy”.

Wniosek jest jeden: jeśli dzieci będą w jednej grupie, to ja będę musiała odprowadzać zarówno naszego Alka, jak i jej dwóch synów. A nie jestem ani psychicznie, ani fizycznie gotowa brać na siebie taką odpowiedzialność.

Ostatnio sąsiadka postawiła mnie przed faktem dokonanym. Oznajmiła, że spodziewa się czwartego dziecka i zapytała, czy mogłabym zająć się jej dziećmi, kiedy ona będzie w szpitalu. Naprawdę nie mam nic przeciwko, gdyby to była jednorazowa sytuacja. Ale jej dzieci odprowadza do przedszkola pół osiedla, w tym ja, i to już mnie przerasta.

Nie wiem, jak znaleźć odpowiednie, taktownie dobrane słowa, żeby wytłumaczyć jej, że to za dużo. Ma przecież męża, niech on się zajmie dziećmi. Albo babcie i dziadków. Ja po prostu nie mogę już dźwigać jej obowiązków.