Musisz mnie puścić i iść dalej. Nie możesz już żyć przeszłością
On umarł wiosennego dnia. Wiecie, kiedy słońce świeciło wyjątkowo jasno. Usiadł na ławce i zapalił papierosa. A tam zakrzep już czekał. Zaczął swoje nieuchronne ruchy. Mężczyzna wciągnął dymek i uniosłszy głowę, spojrzał na to olśniewające światło. Potem obrócił się i ujrzał urocze wiosenne liście, uśmiechnął się do nich. A potem umarł.
Po prostu zasnął. Tak i nie zrozumiał, co się stało. Mówią, że istnieją specjalni aniołowie, którzy pilnują tego. Mają listę, na której są imiona ludzi, za których są odpowiedzialni. I pomagają im odejść cicho, spokojnie i niezauważalnie. Zabierają ich tam, gdzie powinni być.
A żona i dwoje dzieci zostali. I kot. Stary, wielki, czarny kot. Teraz cały czas spędzał czas w fotelu, gdzie lubił siedzieć jego pan.
Tak minęły dwa lata. Pracowała na dwóch pracach i starała się nie myśleć. Nie wspominać. Ale za każdym razem, kładąc się spać, myślała o nim. Myślała, jak mogłoby być, gdyby nie ten cholerny zakrzep.
I wtedy ich stary kot przyszedł. Dokładnie po dwóch latach. Dzień w dzień. Wspiął się na łóżko i położył się obok. A ona natychmiast zasnęła. I zobaczyła go. Mężczyznę. I bardzo się ucieszyła. I spędzili czas razem aż do samego rana. I rozmawiali, rozmawiali, rozmawiali. A przed pożegnaniem mocno ją przytulił i powiedział.
- Dziś przychodzę ostatni raz – powiedział.
Nie, nie. Odpowiedziała, nie chcę. Zostań, proszę. Bo teraz jest mi tak dobrze. Nie zostawiaj mnie.
Patrzyła mu w oczy.
- Musisz mnie puścić – odpowiedział. – Musisz mnie puścić i żyć dalej. Tego chcę. Nie możesz już żyć przeszłością. Musisz iść dalej.
Rozmawiali jeszcze przez długi czas. A na pożegnanie mocno ją objął i powiedział.
- Ale ja zawsze będę tutaj. I dotknął jej serca. Zawsze.
I zniknął.
Wstała rano i odwiozła dzieci do szkoły, chodziła po mieszkaniu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić i czym się zająć. Dopóki nie zauważyła, że fotel męża jest pusty.
Zauważyła, że zniknął ich, a raczej jej, stary czarny kot.
Przeszukała całe mieszkanie i wyjrzała na ulicę, mając nadzieję, że po prostu wyszedł przez drzwi i teraz siedzi przy wejściu. Długo go szukała, ale nie znalazła. I zmęczona usiadła na schodach przed drzwiami.
Nie wiedziała, co powie dzieciom, kiedy wrócą ze szkoły. A potem jej wzrok padł na mężczyznę, który siedział po jej lewej stronie.
Siedział plecami do niej, pochylony nad czymś. Potem obrócił się i zobaczyła otwartą twarz i siwą czuprynę.
- Oto go, znalazłem go – nagle usmiechnął się starszy mężczyzna. Wyciągnął do niej prawą rękę, a ona zobaczyła w jego dłoni małego czarnego kociaka.
- Nie wiem, co z nim zrobić – powiedział, uśmiechając się jakby wstydził się czegoś.
- Daj mi go, proszę – poprosiła. To bardzo ważne dla mnie.
Wzięła maleńkiego kociaka z jego ręki i przytuliła go do siebie. Następnie spojrzała wokół i powiedziała:
- Chodźmy. Zaproszę was na herbatę.
Kociak cicho mruczał i uśmiechał się.
