Myśli współczesnej niezależnej kobiety. Mam 40 lat i wciąż jestem niezamężna oraz bez dzieci…
Mam 40 lat i wciąż jestem niezamężna oraz bez dzieci. I czuję się spokojna bez tego ciężaru. Wydawałoby się, że to już czas, by pomyśleć o dzieciach, o rodzinnym szczęściu, ale…
Nie rozumiem, dlaczego miałabym niszczyć swoje komfortowe życie z powodu przestarzałych stereotypów. Jeśli wychodzić za mąż, to tylko za właściwego mężczyznę. Dlatego czekam na księcia. Oczywiście, krewni już doprowadzają mnie do szału swoimi próbami „podrzucenia” mi odpowiedniego kandydata.
Rozumiem, że nie jestem hollywoodzkim modelem. I zdaję sobie sprawę, że im więcej mam lat, tym mniejsze mam szanse na znalezienie idealnego księcia. Ale jestem bardzo wymagającą osobą.
Nie potrzebuję „niepełnokrwistego” księcia. I nie przeszkadza mi, jeśli w rezultacie zostanę sama. Nie przeraża mnie to. Jest mi dobrze samej ze sobą. A wcale nie czuję się samotna.
Mam wielu wspaniałych przyjaciół, którzy nie próbują jak najszybciej mnie wydać za mąż i nie podsuwają mi najlepszych kandydatów na męża.
Z takimi przyjaciółmi trudno zostać samotną na starość. A nawet jeśli okaże się, że wszyscy się oddalą i jedynym żywym stworzeniem obok mnie będzie kot – to nic strasznego.
Bardzo kocham koty. Są o wiele bardziej szczere niż ludzie. Poza tym w dzisiejszym świecie znalezienie partnera do łóżka nie jest wielkim problemem. Więc staropanieństwo mi nie grozi.
Dlaczego nikt nie zastanawia się, dlaczego trzeba wyjść za mąż do określonego wieku? Jeszcze można by to zrozumieć, gdyby chodziło o małżeństwo z rozsądku. Dwoje ludzi siada, trzeźwo ocenia wszystkie „za” i „przeciw”, podejmuje wspólną decyzję i formalizuje związek.
Miłość nie jest konieczna. Choć często zdarza się, że z czasem uczucia się pojawiają i takie małżeństwa okazują się bardzo trwałe. Ale przecież wielu zakłada rodziny tylko dla „odhaczenia” tego etapu życia.
Skoro wszyscy mówią, że to już czas, to znaczy, że czas. Nie można odstawać od reszty, bo inaczej będą plotki. Od razu uznają, że coś jest ze mną nie tak. I żeby tego uniknąć, ludzie szybko legalizują związki, nie do końca rozumiejąc, czy to naprawdę ta osoba, z którą można spędzić całe życie, czy nie.
A ja uważam, że nie można łamać swojego „ja”, by być „jak wszyscy”.
Chcę założyć rodzinę z kimś, o kim będę mogła z dumą powiedzieć: „to mój człowiek, mój książę”. Od takiego mężczyzny i dzieci rodzić nie byłoby wstyd. Jestem pewna, że postępuję właściwie.
Będę dalej niezależna i nie będę zwracać uwagi na opinie otoczenia. Będę czekać na swojego księcia, nawet jeśli nie widać go na horyzoncie. Ale i bez niego jest mi dobrze. Jestem szczęśliwa.
