Nie chciałam zaakceptować wyboru mojego syna i bardzo zapłaciłam za swój egoizm

Opowiem o błędzie, którego dokonałam wiele lat temu z powodu swojego egoizmu, za który do dziś staram się odpokutować. Chcę was ostrzec przed podobnymi pomyłkami, dlatego słuchajcie, a właściwie czytajcie moją historię.

Będąc młodą, piękną dziewczyną, szczęśliwie wyszłam za mąż. Nie powiem, że było to z powodu szczerej miłości do męża. Bardzo go szanowałam jako człowieka, jako osobę, byliśmy długo najlepszymi przyjaciółmi. Mój mąż z kolei po prostu mnie uwielbiał, kochał całym swoim wielkim i dobrym sercem. A po narodzinach syna – stałam się dla niego niemalże boginią.

U naszego ukochanego syna, Mateusza, była niania, która pomagała mi w jego wychowaniu. Była też pracownica, która pomagała mi w gospodarstwie, ponieważ mieliśmy duży dom na wsi i niewielkie gospodarstwo. Innymi słowy, zawsze miałam czas dla siebie. Żyłam według własnych upodobań.

Jednocześnie, obserwując, jak rośnie mój ukochany syn, w którego wraz z mężem wiele inwestowaliśmy: miłości, pieniędzy, czasu; miałam nadzieję, że wybierze sobie żonę odpowiednią, z dobrej rodziny.

Ale stało się coś, czego w żadnym wypadku się nie spodziewałam. Dokładniej, obawiałam się, że coś takiego się wydarzy. Mateusz zakochał się w Zofii, dziewczynie w połowie sierocie i z ubogiej rodziny. Nie mogłam jej zaakceptować z powodu mojego egoizmu, chciałam, aby mój syn miał żonę, która mi się podobała.

Długo próbowałam przekonać syna, żeby znalazł sobie kogoś lepszego, kogoś, kto będzie mu równy pod względem statusu. Ale syn tylko się uśmiechał i odpowiadał, że nie ma lepszej niż Zofia, nikt i nigdzie na tej planecie jej nie zastąpi. Po pewnym czasie zszokowały mnie jeszcze bardziej – Zofia była w ciąży. Zachorowała na ciążę od mojego Mateusza.

Po takiej wiadomości siłą zabrałam Zofię do szpitala, aby dokonać aborcji, ponieważ terminy na to pozwalały, ale ona uciekła ze szpitala, ratując tym samym dziecko. Mateusz, dowiedziawszy się o moim czynu, bardzo się na mnie złościł i przestał ze mną rozmawiać na jakiś czas, jednak mimo wszystko zaprosił mnie na ślub.

Ja jednak nie poszłam i nie pozwoliłam mężowi pójść, z powodu złości i urazy zarówno na syna, jak i na Zofię, ponieważ nadal jej nie zaakceptowałam, mimo że nosiła pod sercem mojego wnuka.

Minęło już pięć lat. Do dziś nie rozmawiamy. Spotykałam się z wnuczką bardzo rzadko, aż do czasu, gdy Jana zaczęła mówić. Pierwszy raz zobaczyłam moją wnuczkę przypadkiem, gdy miała zaledwie 9 miesięcy. Spotkałam syna w supermarkecie z córką na rękach. To była niesamowicie piękna dziewczynka, co mnie zszokowało i obudziło moje sumienie – Jana była dokładną kopią Mateusza, kiedy był jeszcze małym dzieckiem. A dlaczego obudziło się sumienie? Twierdziłam Mateuszowi, że Jana nie jest jego, że Zofia ją zdradziła, a teraz chce obarczyć syna dzieckiem obcej kobiety.

Poprosiłam Mateusza, żeby pozwolił mi przytulić wnuczkę. Zgodził się. A Jana od razu wyciągnęła do mnie swoje małe rączki, mocno mnie objęła i zaczęła z zainteresowaniem patrzeć na moje twarze i bawić się moimi kolczykami. Nawet próbowała je zdjąć, ale ostatecznie jej się nie udało. To było bardzo urocze i już w tym momencie setkę razy żałowałam swojego postępowania i egoizmu.

Poprosiłam syna, żeby od czasu do czasu organizował dla mnie spotkania z wnuczką, na co on się zgodził, ale jak tylko Jana zaczęła mówić, Mateusz przestał to robić. Jana mogła opowiedzieć wszystko Zofii, a wtedy wybuchłby ogromny skandal.

Kiedy Jana zaczęła chodzić do przedszkola, przychodziłam i obserwowałam, jak bawi się z innymi dziećmi. Stałam, patrzyłam, jak rośnie, jak się bawi, zawsze ciekawie zapleciona i pięknie ubrana. Nie spodziewałam się, że Zofia będzie tak dobrą matką. A po tym Jana wracała do domu, gdzie z niecierpliwością czekał na mnie mąż, żeby opowiedzieć mu o jego ukochanej wnuczce, której przez moją głupotę nie miał możliwości widzieć.

Zapytacie, dlaczego mąż nie chodził ze mną oglądać Janę? Nie mógł. Serce mu nie pozwalało, presja.

Na każde moje pytanie do syna, czy Zofia zmieniła swoją decyzję, zawsze otrzymywałam jednoznaczne i niezmienne „Nie”.

Ale wydarzyło się cudowne. Zofia, odwiedzając kościół, postanowiła, że trzeba przebaczać ludziom i nie wyrządzać krzywdy ani sobie, ani innym. Dlatego umówiliśmy się na spotkanie i pojednanie.

W końcu, otwierając drzwi, zobaczyłam moją wnuczkę, syna i synową. Jana pobiegła do mnie, wzięłam ją na ręce i ona mocno mnie przytuliła, mówiąc:

— W końcu wróciliście z zagranicy! Dziadek! Babciu! — zawsze chciałam was zobaczyć, a was ciągle nie ma! — przytuliła mnie i dziadka, który do nas podszedł, powiedziała Jana.

Podeszłam do Zofii i z całego serca poprosiłam ją o wybaczenie. Za wszystkie swoje słowa i czyny. Wszystko, co między nami się wydarzyło. Ona mnie wybaczyła, ale ja nadal staram się odpokutować swój grzech wobec niej i wnuczki.