— Nie masz czasu gotować? To będę zamawiać jedzenie tylko dla siebie!

– Przez pierwsze trzy tygodnie po wyjściu ze szpitala wszystko było cicho i spokojnie. A potem synowa oznajmiła, że jest zmęczona i nie wyrabia się z obowiązkami. Tomek żywi się półproduktami i makaronem. Ona nawet nie potrafi mu jedzenia odgrzać! Wyobrażasz to sobie? – żali się 56-letnia Grażyna.

Teściowa jest przekonana, że zdrowe niemowlę nie może pochłaniać tyle czasu. Uważa, że synowa przesadza i leniuchuje. Tym bardziej że w domu mają mnóstwo nowoczesnych sprzętów, zabawek i innych udogodnień. Grażyna widziała dziecko – spokojny maluch, więc na pewno to nie jego wina. Jak można zostawić męża głodnego? To już szczyt bezczelności!

Jej syn, Tomek, ma 30 lat i od miesiąca z dumą nosi tytuł ojca. Przez pierwszy tydzień po narodzinach dziecka był w domu, ale później wrócił do swojego codziennego życia. Ania, jego żona, została sama, bo teściowie nie mogli pomóc – oboje pracują.

Tomek jest przekonany, że żona nie potrzebuje wsparcia. Według niego dziecko rzadko płacze i nie wymaga zbyt wiele uwagi. „Nakarmić, wyjść na spacer, wykąpać – przecież to żaden problem!” – myśli Tomek, który w pełni oddał się swoim obowiązkom zawodowym, uznając, że Ania „i tak ma lekkie życie”.

– Tomek nie zostaje długo w pracy. W końcu w domu czeka małe dziecko. Wraca do domu, żeby szybko coś zjeść, ale wszystkie garnki puste. Bo żona, widzisz, „nie zdążyła”! – oburza się Grażyna.

Początkowo Ania dawała radę – dziecko głównie spało i jadło. Ale kiedy maluch zaczął wymagać więcej uwagi, marudzić i płakać, Tomek po powrocie z pracy coraz częściej zastawał pusty stół. Sytuacja długo go nie martwiła – postanowił po prostu zamawiać jedzenie z dostawą, bo miał już dość makaronu, parówek i pierogów z paczki.

Problem w tym, że Tomek zamawia jedzenie wyłącznie dla siebie.

– Oni wynajmują mieszkanie i odkładają na wkład własny do kredytu. Pieniądze z zasiłku macierzyńskiego leżą na koncie oszczędnościowym. Głównie żyją z pensji Tomka, choć czasem sięgają po oszczędności. Ale jeśli zacznie codziennie zamawiać jedzenie, długo tych pieniędzy im nie wystarczy – skarży się Grażyna.

Ania była zszokowana, widząc, jak jej mąż zajada zamówione dania z restauracji, podczas gdy ona głodna siedziała obok. Tomek tłumaczył, że zamawia tylko dla siebie, bo to droga przyjemność, a po pracy nie ma ochoty stać przy garnkach. Jego zdaniem to jedyne rozwiązanie – „gdyby była domowa obiadokolacja, jadłbym w domu”.

Ania była zdruzgotana. Jak można w taki sposób traktować żonę? Jak można jeść na oczach partnerki i nie podzielić się posiłkiem? Dla niej to minimum braku szacunku.

Czy Tomek postępuje słusznie? Czy naprawdę tak trudno ugotować szybko zupę lub coś prostego? A może w ten sposób chce czegoś nauczyć żonę? Czy nie jest absurdem zamawiać jedzenie tylko dla siebie, skoro ma się rodzinę?

Jak myślicie, kto w tej sytuacji ma rację? Czy Tomek powinien okazać więcej zrozumienia, a może Ania powinna lepiej organizować swoje obowiązki?