Nie samotność na starość jest najgorsza, lecz życie z kimś, kto jest obcy
Z moim byłym mężem rozstaliśmy się już dawno. Teraz, z perspektywy czasu, widzę, że nasz związek zakończył się na długo przed rozwodem. Żyliśmy razem, ale byliśmy dla siebie coraz bardziej obcy. Rozmawialiśmy jedynie o codziennych sprawach: rachunkach, zakupach, obowiązkach domowych. O książkach, filmach czy własnych przemyśleniach już dawno przestaliśmy rozmawiać – każdy z nas miał inne zainteresowania i inne spojrzenie na świat.
Nasze tryby życia również były zupełnie różne. On zawsze był rannym ptaszkiem, wstawał o świcie, a ja dopiero zaczynałam dzień, gdy on wracał z pracy i zamykał się w swoim pokoju z telewizorem. Wtedy myślałam, że to tylko różnice w charakterach, ale teraz wiem, że po prostu nie mieliśmy już nic wspólnego. Nasze małżeństwo było formalnością, a rozwód przyniósł mi więcej ulgi niż bólu.
Nie wyobrażam sobie, jak wyglądałoby nasze wspólne życie na emeryturze. Całymi dniami w domu, bez żadnych osobnych zajęć, bez rozmów i bez bliskości. Nawet żarty czy opowieści nie sprawiałyby nam radości – mieliśmy inne poczucie humoru, inne spojrzenie na świat.
Teraz, gdy mieszkam sama, czuję, że mam więcej swobody i spokoju niż w czasach, gdy byłam mężatką. Codziennie robię coś dla siebie – oglądam telewizję, czytam książki, spaceruję, spotykam się z przyjaciółkami. Codzienne obowiązki też zajmują sporo czasu – sprzątanie, gotowanie, ale wszystko robię w swoim rytmie, bez presji. Moje życie jest ciche i spokojne, ale tak właśnie lubię.
Nie czuję się samotna. Owszem, czasem nachodzi mnie smutek, ale to tylko chwile. Każdego ranka budzę się z planem na dzień: ćwiczę, gotuję coś smacznego, wychodzę na spacer. To wystarcza, by rozwiać wszelkie melancholijne myśli.
Zauważyłam coś ciekawego. Moje znajome, które są samotne na emeryturze, rzadko narzekają na swoją sytuację. Częściej to te, które żyją w małżeństwie, mówią o trudnościach. Mają więcej obowiązków – trzeba gotować, sprzątać, dbać o wszystko nie tylko dla siebie, ale i dla drugiej osoby. A do tego codzienne drobne irytacje, które narastają z czasem. Z wiekiem różnice w nawykach i oczekiwaniach stają się coraz bardziej widoczne.
Wiele par, które żyją razem, doświadcza większej samotności niż osoby żyjące w pojedynkę. Niby mają kogoś obok, ale brakuje bliskości, wspólnych tematów czy pasji. Pozostają jedynie wspomnienia i codzienne obowiązki, które trzymają ich razem.
Często małżeństwa na emeryturze to już tylko pozory – formalność, za którą kryje się pustka. Jedynym plusem jest to, że są dwie emerytury zamiast jednej i ktoś, kto wezwie lekarza, jeśli zajdzie taka potrzeba. Ale czy to wystarczy, by mówić o prawdziwej bliskości i szczęściu?
