Nie zaprosili mnie na urodziny kuzynki męża – ale i tak poszłam i udowodniłam, że zasługuję na uwagę
Każdy z nas ma swoją rodzinę i przyjaciół, których wybieramy na podstawie wspólnych zainteresowań i wartości. Jednak krewni naszego małżonka to zupełnie inna historia. Nie mamy wpływu na to, kim są, ale z czasem stają się częścią naszego życia – czy tego chcemy, czy nie.
Trudne relacje z rodziną męża
Nigdy nie byłam blisko z rodziną mojego męża. A przecież na początku myślałam, że wszyscy będziemy się świetnie dogadywać. Niestety, życie napisało inny scenariusz.
Wyszłam za mąż za Konrada rok temu. To było moje pierwsze małżeństwo, ale dla niego – drugie. Ma czteroletnią córkę z poprzedniego związku, co na początku trochę mnie martwiło, ale szybko się z tym oswoiłam. Konrad ma 34 lata, ja 24. Różnica wieku w ogóle nam nie przeszkadza – jest bardzo aktywny, uprawia sport, dba o siebie i wygląda młodo. Jako para pasujemy do siebie idealnie.
Ja nie miałam tyle szczęścia co on. Wychowałam się bez rodziców, nie miałam takich możliwości jak Konrad i nie skończyłam studiów. Ale staram się to nadrobić – zapisałam się na kursy projektowania wnętrz i uczę się w wolnym czasie. Finansowo nie muszę się martwić, bo mój mąż dobrze zarabia i zapewnia nam stabilność.
Rodzina, która mnie nie zaakceptowała
Rodzina Konrada to ludzie sukcesu – bogaci, wpływowi, dobrze wychowani. Kiedy ich poznałam, od razu mnie polubili – byli mili, serdeczni, uśmiechali się. Czułam się wtedy wyjątkowa. Ale to szybko się zmieniło. Po ślubie ich entuzjazm zniknął – jakbym nagle przestała istnieć.
Nie było otwartej wrogości, ale przestali ze mną rozmawiać. Nie zadawali pytań, nie uśmiechali się, a czasem nawet nie witali się ze mną. Tak jakbym była powietrzem.
Gdy mówiłam o tym Konradowi, on tylko wzruszał ramionami:
– Po co ci to? Jesteśmy małżeństwem, a nie oni. Co cię obchodzi, co myślą?
Ale dla mnie miało to znaczenie. Jako osoba wychowana bez rodziny, chciałam znaleźć w nich wsparcie. Poza tym – to ludzie sukcesu! Dlaczego nie miałabym z nimi utrzymywać dobrych relacji?
Nieoczekiwane wyzwanie
Jeszcze kilka razy próbowałam się do nich zbliżyć, ale zawsze bez rezultatu. Oni tworzą zamkniętą społeczność, hermetyczny krąg, do którego nikt nowy nie ma dostępu.
Pewnego dnia Konrad został zaproszony na urodziny swojej kuzynki. Ale tylko on. Mnie nikt nie zaprosił.
Nie zrobiłam sceny, nie zaczęłam się kłócić. Zamiast tego podjęłam decyzję: pójdę tam, ale z prezentem. Wyciągnęłam sporą sumę pieniędzy, włożyłam do koperty i powiedziałam mężowi, że chcę złożyć solenizantce życzenia.
Konrad się zgodził. Ale ostrzegł:
– Nie licz na to, że nagle cię zaakceptują.
Urodziny, które wszystko zmieniły
Na przyjęciu wszyscy się do mnie uśmiechali, ale nikt nie próbował rozmawiać. Mój prezent szybko zniknął wśród innych. Siedziałam przy stole, jadłam, ale czułam, że nie jestem tam mile widziana.
Po jakimś czasie poszłam do baru obejrzeć lodową rzeźbę. Wtedy podeszła do mnie młoda dziewczyna, uśmiechnęła się i powiedziała:
– Jesteś żoną Konrada, prawda?
Przytaknęłam.
– Wiesz, wszyscy tutaj uznali, że nie powinnaś przychodzić. To było nietaktowne.
Zamurowało mnie. Jak to – nietaktowne?
– Nie chodzi o ciebie – wyjaśniła. – Chodzi o jego byłą żonę.
Okazało się, że jej ojciec jest sędzią. A dla rodziny Konrada to było idealne małżeństwo, bo dawało im korzyści. Wszyscy wiedzieli o jej zdradach, ale nikt nie chciał końca tego związku.
A ja? Jestem nikim. Nie mam pieniędzy, wpływowych rodziców, nie jestem „wartościową inwestycją”.
Mój wniosek
Po tamtej nocy przestałam się przejmować rodziną Konrada. Nie jestem na nich zła, ale przestałam zabiegać o ich uwagę.
Zrozumiałam, że świat bogatych ludzi rządzi się swoimi prawami. A ja wybrałam swoje szczęście – Konrada. I to mi wystarcza.
Teraz żyję tak, jak chcę. I wiecie co? To ogromna ulga!
