– Nie zasługujesz na takiego mężczyznę jak ja. Dlatego odchodzę od ciebie – oznajmił mi mój Michał. I to po 18 latach małżeństwa. – Dobrze, skoro nie zasługuję, to idź, nie będę cię zatrzymywać – odpowiedziałam. – Ale chociaż wyjaśnij, co się stało. – Właściwie nic się nie stało… Po prostu przestałem cię kochać – dodał już mniej pewnym głosem. – A kogo zacząłeś kochać? Masz kogoś? – zapytałam. Sama nie wiem, po co to powiedziałam, przecież nigdy nie podejrzewałam swojego męża o zdradę
– Nie zasługujesz na takiego męża jak ja. Dlatego odchodzę od ciebie – oznajmił mi mój Michał. I to po 18 latach małżeństwa.
– Dobrze, skoro nie zasługuję, to idź, nie będę cię zatrzymywać – powiedziałam. – Ale chociaż wyjaśnij, co się stało.
– Właściwie, nic się nie stało… Po prostu przestałem cię kochać – odpowiedział już mniej pewnie.
– A kogo zacząłeś kochać? Masz kogoś? – zapytałam.
Sama nie wiem, dlaczego to zapytałam, przecież nigdy nie podejrzewałam mojego męża o zdradę.
– Tak – zdziwił i jednocześnie zszokował mnie Michał. – Od dawna znam się z Anną i od dawna ją kocham. Dopiero teraz zdecydowałem się odejść z domu, bo nasz syn dostał się na studia, wyfrunął z rodzinnego gniazda, więc już nie mamy powodu, by dalej być razem.
Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Nie powiem, że z Michałem żyliśmy dobrze, ale jakoś przetrwaliśmy te 18 lat.
Pierwsze lata mieszkaliśmy z jego rodzicami, co było dla mnie trudne, bo oprócz tego, że Michał miał trudny charakter, to jeszcze jego matka ciągle wtrącała się w nasze sprawy.
Potem przeprowadziliśmy się do własnego mieszkania i odetchnęłam z ulgą, mając nadzieję, że nasze życie rodzinne się poprawi. Ale było tylko gorzej.
Michał rzeczywiście miał trudny charakter. Zawsze robił to, co chciał, i nigdy nie liczył się ze mną ani nie pytał o zdanie, tak jak to bywa w innych rodzinach.
Naszego syna wychowywałam praktycznie sama, bo mężowi było to obojętne, nie angażował się w jego wychowanie.
Dodatkowo Michał często zaglądał do kieliszka, wracał do domu pijany, co sprawiało nam – mnie i naszemu synowi – wiele przykrości.
Ale znosiłam to jego zachowanie wobec mnie i pewnie znosiłabym dalej, gdyby pierwszy nie zaczął mówić o rozwodzie.
Słowa męża brzmiały jak wyrok, widziałam po nim, że choćbym nie wiem jak go prosiła, to i tak odejdzie, bo już dawno podjął tę decyzję.
– Zostawiam ci mieszkanie – powiedział Michał. – Ale problemy z synem, to teraz twoje problemy, bo ja z Anną zaczynam nowe życie.
Nie bardzo chciało mi się wierzyć w to, co mówił Michał. Znałam go dobrze po tych 18 latach i mogłam z całą pewnością stwierdzić, że on nie nadawał się do życia rodzinnego.
Nie uważał za stosowne, aby dawać żonie pieniądze, w domu nie chciał nic robić, przychodził i wychodził, kiedy chciał, nie informując mnie o swoich planach. A o tym, żebyśmy gdzieś razem wyszli, to w ogóle nie było mowy. Nigdzie mnie ze sobą nie zabierał, razem do znajomych też nie chodziliśmy.
Na początku miałam do niego o to żal, potem już się przyzwyczaiłam. Chociaż często było mi przykro jako kobiecie. Na przykład, gdy widziałam, jak inni mężczyźni spacerują ze swoimi żonami pod rękę albo elegancko ubrani razem idą do teatru.
Albo gdy widziałam, jak innym kobietom ich mężowie wręczają prezenty czy kwiaty. Ja nigdy tego nie doświadczyłam. Nawet miłe słowo od mojego męża słyszałam rzadko.
Nie miało sensu go zatrzymywać, więc odszedł. Na początku płakałam. Potem ktoś ze znajomych poradził mi, żebym wzięła się w garść.
„Przychodzimy na ten świat sami i sami z niego odchodzimy. A mąż to tylko zjawisko tymczasowe, nie warto się na nim skupiać. Trzeba żyć dla siebie i kochać przede wszystkim siebie” – te słowa stały się dla mnie przełomowe.
Pierwsze, co zrobiłam, to zmieniłam swój wygląd – nowa fryzura, manicure, siłownia, to wszystko zrobiło swoje.
Potem wydałam trochę na nową garderobę. Zgódźmy się, że w ładnej sukience i na obcasach czujemy się znacznie lepiej niż w dżinsach i trampkach.
Mieszkałam sama, bo syn, który został studentem, wyjechał na studia do innego miasta. Cisza mi się podobała. Cieszyłam się czystością i pięknem swojego domu. Nie musiałam spędzać pół dnia przy kuchence, smażąc kotlety.
Samotność, której tak bardzo się bałam, a przez którą znosiłam wszystkie wybryki męża, okazała się nie być taka straszna. Znalazłam w niej pozytywne strony.
Mój syn nie chce mieć kontaktu z ojcem, i to jego prawo. Zapamiętał go wiecznie pijanego i nie może mu tego wybaczyć.
Teraz spotykam się z bardzo dobrym mężczyzną. Chce, żebyśmy zamieszkali razem, ale nie śpieszę się, aby wyjść za mąż po raz drugi.
Mój były mąż również, ku mojemu zdziwieniu, ma się dobrze. Z Anną żyją bardzo zgodnie, mam wrażenie, że Michał przy niej stał się innym człowiekiem – nie pije, przynosi do domu wypłatę, wszędzie chodzą razem. Kilka razy widziałam ich razem. Mogę się tylko cieszyć z jego szczęścia.
A moje obecne życie bardzo mi odpowiada, jestem szczęśliwa, mam spokój w sercu.
Często zastanawiam się, co by było, gdybyśmy nadal żyli razem z Michałem. Myślę, że nic dobrego. Nie udało nam się razem być szczęśliwymi, niestety, tak czasem bywa.
Jestem pewna, że nie warto trzymać się relacji, które się wypaliły. Bo tak można przeżyć całe życie i być nieszczęśliwym.
Jestem osobą wierzącą i we wszystkim polegam na Bogu, więc jeśli tak się stało, to znaczy, że to tylko na lepsze.
Mam teraz taką hierarchię wartości: na pierwszym miejscu – Bóg, na drugim – ja, a dopiero na trzecim wszyscy inni ludzie, których kocham.
Jestem przekonana, że właśnie tak jest właściwie. A ja popełniłam błąd, bo na pierwszym miejscu zawsze stawiałam swojego męża, i za to przyszło mi zapłacić.
A Ty podzielasz moje zdanie, czy masz inne? Kogo trzeba kochać w pierwszej kolejności?
