— Odchodzę — wycedził Andrzej, patrząc na żonę z niechęcią. Spodziewał się, że Karolina się załamie, w końcu mieli dwoje dzieci, ale ona go zaskoczyła

— Mamo, znów zrobiłaś przypaloną owsiankę! — skrzywiła się Zosia, odsuwając talerz. Karolina bardzo się spieszyła do pracy, dlatego robiła kilka rzeczy naraz: przygotowywała starszego do szkoły, a młodszą do przedszkola.

— W ogóle tego nie zjem. Owsiankę jedzą tylko maluchy — powiedział Mateusz.

— Sam jesteś maluchem! — krzyknęła Zosia.

Dzieci zaczęły się wyzywać.

— Mateusz, przestań, jesteś przecież starszy! — próbowała go uspokoić Karolina. Ale chłopiec nie chciał jej słuchać, przeszedł na wyzwiska, od których Zosia zaczęła płakać. — Daj tu telefon. Na trzy dni tracisz dostęp do wszystkich urządzeń — stanowcza matka użyła ostatniego argumentu. Nie miała czasu na wychowawcze rozmowy i tłumaczenie synowi, co jest dobre, a co złe. Po prostu zabrała mu smartfon, wręczyła plecak i skinęła na drzwi.

— Idź, inaczej spóźnisz się do szkoły.

— Nie pójdę nigdzie bez telefonu.

— Tydzień. Tydzień bez urządzeń — zagroziła matka.

— Ale… dlaczego Zosia zawsze ma rację?

— Jeszcze jedno słowo i kara się podwoi.

Mateusz musiał się pogodzić i pójść do szkoły.

— A śniadanie? Nie zrobisz mi innej owsianki? — zdziwiła się córka, gdy matka zaczęła zakładać jej buty.

— Nie. Zjesz śniadanie w przedszkolu.

— W przedszkolu dają paskudztwa.

— Więc dziś masz dzień oczyszczający — powiedziała Karolina, wiedząc, że w przedszkolu było doskonałe jedzenie i córka z chęcią jadła to, co jej dawano. Ostatnio dzieci stały się zbyt rozpieszczone i nie do opanowania. Karolina uważała, że to wina problemów w rodzinie.

Mąż Karoliny, Andrzej, od jakiegoś czasu bardzo się zmienił. Zaczął traktować żonę z niechęcią, a dzieci natychmiast przejęły jego zachowanie.

Wcześniej, kiedy starszy syn był jedynym dzieckiem, atmosfera w rodzinie była zdrowsza. Andrzej brał udział w jego wychowaniu i kiedy tego wymagały okoliczności, stawał po stronie żony. Ale po narodzinach młodszej córki i zmianie pracy na lepiej płatną, zaczął spędzać mniej czasu z rodziną i dziećmi.

Wszystkie domowe obowiązki spadły na barki Karoliny. Co więcej, u starszego syna zaczął się okres dojrzewania. Stał się niegrzeczny, prowokujący, brakowało mu autorytetu ojca. A Karolina, nie radząc sobie z dziećmi i chcąc jak najszybciej wrócić do pracy, posłała córkę do przedszkola, gdy tylko było to możliwe.

Andrzej, czując, że jego pomoc nie jest już potrzebna, postanowił żyć, jak mu wygodnie. Znikał z domu na tygodnie, tłumacząc to koniecznymi wyjazdami służbowymi.

— Sama tego chciałaś, więc czego teraz nie lubisz?! — pytał, gdy Karolina płakała w poduszkę nocami.

— Nie podoba mi się, że muszę sama dźwigać na sobie dzieci i dom!

— Zarabiam na nasze życie.

— Ja też. Nie musisz teraz pracować tak jak wcześniej. Wróciłam do pracy, możesz trochę zwolnić i więcej czasu poświęcić rodzinie.

— Jak wyobrażasz sobie “zwolnienie”? Zrezygnować z pracy?

— Nie, po prostu pracować mniej.

— Nie mów głupot. Pracowników ceni się, gdy przynoszą korzyści. W przeciwnym razie łatwo się ich pozbywają. A na twoją pensję nie przeżyjemy. Więc odłóż swoje fantazje i zajmij się kobiecymi sprawami.

— Według ciebie kobiece sprawy to wszystko oprócz tego, co robisz ty? To znaczy, że mam sprzątać, gotować, zajmować się dziećmi, łącząc to wszystko z pracą? A ty jako prawdziwy mężczyzna po prostu pracujesz i na tym koniec? Świetny, sprawiedliwy podział obowiązków!

— Karolina, wydaje mi się, że stajesz się zbyt nerwowa.

— Oczywiście! Jak inaczej, skoro co chwilę wzywają mnie do szkoły z powodu starszego syna? Nie szanuje ani mnie, ani nauczycieli. A wiesz, co znalazłam w jego telefonie?!

— Grzebanie w cudzych telefonach jest nietaktowne. Mogą tam być osobiste rzeczy, nie przeznaczone dla innych oczu.

— Naprawdę? A jak to się ma do tego, że ma dwanaście lat i jestem za niego odpowiedzialna?

— Po prostu sobie nie radzisz, przyznaj to. Nie jesteś najlepszą matką.

Karolina zamarła na te słowa. Jakby oblano ją lodowatą wodą. Łzy przestały płynąć z oczu, a ona wpatrywała się w męża.

— Bardzo trudno jest robić dobrze kilka rzeczy naraz: pracę, sprzątanie, macierzyństwo i małżeństwo. Ty nie jesteś jedną z tych, które potrafią łączyć, więc musisz wybrać coś jednego.

— To znaczy, że jestem złą żoną? — upewniła się Karolina, wiedząc już odpowiedź.

Andrzej nie odpowiedział, ale z jego oczu wszystko było jasne. A Karolina myślała, że mają tylko mały kryzys w życiu małżeńskim. Że mąż jest ciągle zmęczony, wraca późno do domu i natychmiast zasypia… nie obrażała się, że przestał przynosić jej kwiaty.

“Nikt z mężów moich przyjaciółek nie przynosi żonom prezentów bez okazji. To chyba normalne” — myślała, przypominając sobie, jak pięknie Andrzej dbał o nią przed ślubem.

Tego wieczoru Karolina nie mogła zasnąć. A rano, widząc syna z telefonem w ręku, jeszcze bardziej się zirytowała.

— Kto ci pozwolił? Zakazałam ci używać smartfona przez tydzień!

— Tata odwołał zakaz. Powiedział, że jeden dzień wystarczy. Wszystko zrozumiałem w ciągu doby, a moje bezpieczeństwo jest ważniejsze niż twoje głupie kary.

Karolina mrugała oczami, patrząc na syna. Andrzej znowu sprzeciwił się jej woli i obniżył jej autorytet w oczach syna.

W emocjach wyrwała telefon z rąk nastolatka. On zaczął go ciągnąć z powrotem i urządzenie wypadło z rąk, uderzając o płytki. Ekran pękł.

— Ty! Okropna kobieta! Nienawidzę cię! — zaczął krzyczeć syn z twarzą pełną prawdziwej nienawiści do matki.

— Cóż, jeśli tak, to może będzie ci lepiej z ojcem?

— On mnie rozumie i kocha. A ciebie lepiej, żeby w ogóle nie było — rzucił Mateusz i trzaskając drzwiami, wyszedł do szkoły.

Karolinie znowu popłynęły łzy. Ale wiedziała, że nie może dać się ponieść emocjom.

— Zosia, będziesz jeść? Czy dziś znów masz dzień oczyszczający? — zwróciła się do córki.

— Chcę cukierki. Tata mi daje cukierki.

— A potem masz na nie alergię.

— To nieprawda.

— Nie dyskutuj. Dokończ jedzenie, a potem zaplotę ci warkocze.

— Nie chcę czesać włosów! Chcę iść tak! Nie potrzebuję warkoczy! — córka zaczęła uciekać przed Karoliną, wy

prowadzając ją z równowagi.

Do przedszkola dotarły spóźnione. Wychowawczyni zbeształa Karolinę za to, że jej córka przyszła z rozpuszczonymi włosami i opuściła poranne ćwiczenia.

— Przepraszam, zrozumiałam. Jestem złą matką.

— Nie, tylko proszę więcej nie spóźniać się.

Karolina pojechała do pracy. Na ironię losu, czekała tam na nią reprymenda od szefa.

Pod wieczór zrozumiała, że ten dzień był jednym z najcięższych w ostatnim czasie. Uprosiła męża, by odebrał córkę z przedszkola, ponieważ musiała zostać dłużej w pracy.

— Masz szczęście, że nie mam dziś ważnych spotkań — powiedział Andrzej niezadowolony.

Po ciężkim dniu Karolina chciała po prostu wrócić do domu i położyć się spać. Zamknąć głowę poduszką i nie słyszeć narzekań męża, głośnej muzyki z pokoju syna i krzyków młodszej, która biegała po domu, próbując coś rozbić i przyciągnąć uwagę starszego brata, którego to zupełnie nie obchodziło.

Zaskakujące, ale w domu czekała na nią nowa niespodzianka.

— Co to ma być?!

— Tata pozwolił wziąć szczeniaka! Pani na ulicy rozdawała pieski i wzięliśmy jednego! Prawda, że jest uroczy? — oznajmiła córka, promieniejąc.

— Ale kto będzie z nim wychodził?!

— Nie trzeba z nim wychodzić. Sika na pieluchę.

— Wspaniale… — Karolina rozłożyła ręce. Lubiła zwierzęta, ale rozumiała, że posiadanie psa to duża odpowiedzialność. Ale nikt oprócz niej w tej rodzinie nie znał słowa „odpowiedzialność”.

Mała Zosia traktowała szczeniaka jak nową zabawkę, Mateuszowi było wszystko jedno, kochał tylko swój telefon i komputer, a Andrzej robił wszystko na przekór. Karolinie nawet przyszło do głowy, że specjalnie przyprowadził psa, aby po raz kolejny udowodnić żonie jej nieudolność i pokazać dzieciom, że jej zdanie w rodzinie się nie liczy.

— Dobrze. Ale sprzątać po psie będzie wasz ojciec.

Andrzej coś wymamrotał i poszedł do sypialni. A Zosia nadal biegała po mieszkaniu z żywą „zabawką”.

Podczas gdy Karolina próbowała zjeść i zmusić syna do pokazania odrobionych lekcji, Andrzej zaczął się gdzieś zbierać.

— Dokąd idziesz?

— Muszę załatwić sprawy.

— Jakie sprawy?

— Zostawiłem kilka dokumentów w pracy.

— Jasne. I na długo?

— Nie wiem. Jak się uda. — Andrzej chwycił kurtkę i wyszedł. Karolina spojrzała na zamknięte drzwi, i chciało jej się wyć.

Zamiast tego bez apetytu zjadła kolację i poszła „dobijać” syna.

— A teraz wyłącz muzykę i idź spać.

— Nie chcę.

— Ale Zosia chce. I sąsiedzi wkrótce zaczną walić w rury — wysyczała Karolina. W ciągłym stresie stała się podobna do węża. Zawsze zła, niezadowolona i chcąca kogoś pożreć.

— Zosia! Szybko do łóżka! Au! — Karolina nie zauważyła kałuży na podłodze i upadła, uderzając się w głowę.

Leżąc w kałuży i patrząc z innej perspektywy na to, co działo się w jej życiu w tym momencie, Karolina wreszcie zrozumiała, w czym tkwił jej błąd. Mąż miał rację: nie udało jej się być dobrą we wszystkim. Dlatego warto było wybrać jedno. I podjęła decyzję.

— Zosia, dziś możesz iść spać, o której chcesz — powiedziała do córki, która nadal bawiła się ze szczeniakiem.

— Dobrze. To w ogóle nie będę spała.

Powoli wstała, Karolina poszła pod prysznic. Z niesamowitą przyjemnością zmyła z siebie wszystko, co nagromadziło się przez dzień. Wydawało jej się, że po prysznicu wyszła odświeżona i nawet wypoczęta.

Karolina przeszła nad kałużą i poszła do kuchni. Nalała sobie dużą filiżankę gorącej czekolady, owinęła się kocem i usiadła na kuchennym fotelu, starając się wyrzucić z głowy nieustanny niepokój o dzieci. Zosia nie była już niemowlakiem. Nic jej się nie stanie, póki Karolina odpoczywa.

Założyła słuchawki, włączyła relaksującą melodię z szumem fal, przymknęła oczy i przysnęła.

— Czy ty oszalałaś?! Jak mogłaś zostawić córkę samą? Ona nadal nie śpi! Muzyka dudni, Mateusz gra na komputerze, a ty tu sobie śpisz! — krzyczał na nią mąż.

— Wróciłeś?

— Jak widzisz. Lepiej, żebym nie wracał.

— Skoro już przyszedłeś, połóż dzieci spać sam.

— Co to za nowości? Idź i zrób to, co powinnaś — Andrzej zmarszczył brwi.

Karolina wzruszyła ramionami. Miała sztywne mięśnie szyi, więc po prostu wstała i poszła do sypialni, ignorując męża.

— Co to za kałuża?! — kontynuował oburzony Andrzej, nadeptując na mokrą plamę.

— Twój pies się załatwił — odparła mimochodem Karolina.

— Dlaczego nie posprzątałaś?

— Bo to nie ja sprowadziłam zwierzę do domu. Ty ją przyprowadziłeś, to się nią zajmuj.

— Karolina!

— Idę spać.

Ale mąż nie dał jej spokojnie odpocząć.

— Co się z tobą dzieje? Idź i połóż dzieci!

— Daj mi spokój, Andrzej. Ja też powinnam mieć wolne od macierzyństwa, prawda? Wszyscy mówicie, że jestem złą matką, że lepiej, żebym zniknęła.

— Wiesz, nie chciałem do tego doprowadzać… ale nie mogę już tego dłużej znieść. Odchodzę — wycedził Andrzej, patrząc na żonę z niechęcią.

— I od dawna masz ten „przyczółek stabilności i szczęścia” na boku? — powstrzymując emocje, zapytała Karolina.

— To nie twoja sprawa. Ale ona znacznie lepiej poradziłaby sobie z wszystkim niż ty. Ma kobiecą intuicję, jest… idealna. A ty już nie jesteś tą samą osobą co kiedyś.

— Cóż… naprawdę daleko mi do wyimaginowanych ideałów. Ale wciąż umiem coś robić. Na przykład spełniać życzenia.

Andrzej spojrzał na Karolinę z niedowierzaniem.

— Jesteś pijana albo nie wiesz, co mówisz. Nie chcę tego roztrząsać. Po prostu odejdę. Jutro złożę pozew o rozwód.

— Nie trzeba, Andrzej. Odejdę sama — Karolina szybko włożyła dżinsy i bluzkę, wzięła portfel, telefon i wyszła z pokoju.

— Nie rozumiem? Dokąd idziesz? Też masz kogoś?! — zaniepokoił się Andrzej.

— Kogoś się nabywa, a ja wolę pozbyć się pasożytów. Powodzenia, nie zapomnij, że syn ma na ósmą do szkoły, a córka do przedszkola.

— Karolina, nie bądź głupia. Nie mogę zostać z dziećmi!

— Ja też nie. Bo nie mam własnego mieszkania, a zabieranie dzieci w nieznane w środku nocy mi nie pozwala sumienie.

— Sumienie?!

— Tak. Miałeś rację, nie mogę

łączyć dzieci, pracy i rodziny. Dlatego od dziś twoja idealna kochanka zajmie moje miejsce. A ja pomyślę nad swoim zachowaniem. Zostanę „niedzielną mamą”. Powodzenia.

Karolina wyszła, choć kroki przychodziły jej z trudem. Serce rozdzierało się na kawałki, ale wiedziała, że nie może tak dłużej żyć.

Jej rodzina jakby oszalała, każdy żył dla siebie, ale za wszystko obwiniali Karolinę. Naprawdę była winna. Choćby tego, że nie powiedziała „stop” wcześniej.

***

Kilka dni później.

— Nie będę tego jeść! Chcę owsiankę! — krzyczała Zosia, zrzucając gotowe śniadanie ze stołu. — Chcę naleśniki! Chcę mamę!

— Andrzej, uspokój swoją głupią córkę! Nie mogę już tego słuchać! — nowa kobieta Andrzeja, Joanna, przestała cieszyć się z faktu, że kochanek zabrał ją do swojego domu.

Jego syn, Mateusz, nazwał ją nieprzyzwoitym słowem i zamknął w łazience, gdy ojciec nie był w domu. Ich głupi pies pogryzł jej nowe buty, a dziewczynka, demon o anielskich oczach, próbowała ogłuszyć Joannę swoimi histerycznymi krzykami, gdy tylko coś jej nie pasowało.

Na początku Joanna karmiła Zosię tylko cukierkami i dziecięcymi jogurtami, ale potem dziecko dostało bólu brzucha i zaczęło prosić o normalne jedzenie, a Joanna nie potrafiła gotować i nie chciała stać się gosposią. Nie po to przyjechała do Andrzeja.

— Andrzej! Idź i zrób jej śniadanie sam!

— Jesteś kobietą, nie ja — powiedział z westchnieniem. Mieszkali z dziećmi i Joanną zaledwie kilka tygodni, ale to czas wydawał mu się wiecznością.

— Do diabła z tym wszystkim! — wybuchła Joanna i wyszła z kuchni.

— Mamo! Chcę do mamy! — płakała Zosia.

Andrzej jakoś zdołał odwieźć córkę do przedszkola.

— Zosia ciągle płacze, mówiąc, że tęskni za mamą. Co się stało z Karoliną? — zapytała wychowawczyni.

— Wszystko w porządku. Trochę się rozchorowała — odpowiedział Andrzej ponuro.

— Przekażcie jej serdeczne pozdrowienia i życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. Teraz jasne, dlaczego Zosia wygląda jak bezdomna. Dziecko przychodzi w pogniecionych sukienkach, w rajstopach na lewej stronie i z alergią na policzkach. Niech żona szybko wraca z choroby i sama zajmie się córką. Z nią Zosia oczywiście wygląda dużo lepiej. A ty, swoją drogą, też sobie bez niej nie radzisz — spojrzała na niezadowolonego Andrzeja, który założył nieświeżą, pogniecioną koszulę, bo Joanna nie pomyślała, żeby przygotować mu ubrania wieczorem.

— Przekażę — rzucił i poszedł do samochodu.

A dwadzieścia minut później zadzwoniła Joanna, robiąc mu awanturę.

— Dopóki twoje dzieciaki będą w tym mieszkaniu, moja noga tam nie postanie — oznajmiła, chcąc opowiedzieć o nowym wybryku syna, który nie poszedł do szkoły. — Albo one, albo ja. Mam nadzieję, że wieczorem odwieze ich do żony, a my będziemy mogli żyć normalnie.

— Zrozumiałem — odpowiedział Andrzej dość niegrzecznie. Nie podobało mu się, że kochanka stawiała mu warunki.

Andrzej zakończył rozmowę, ale nie pojechał do pracy. Udał się do żony, żeby porozmawiać.

— Karolina jest na miejscu?

— Nie — sekretarka spojrzała na niego ze zdziwieniem.

— Gdzie jest?

— Wyszła na chwilę i poszła do córki… do przedszkola.

— Dopiero co stamtąd wróciłem. Coś się stało, gdy jechałem? — przestraszył się Andrzej.

— Nie wiem — sekretarka wzruszyła ramionami.

Andrzej zadzwonił do żony, ale ta nie odebrała. Z powrotem do przedszkola jechał łamiąc wszystkie przepisy.

— Gdzie jest moja córka? — zapytał wychowawczynię.

— Poszła z mamą. Nie wiem, co się dzieje w waszej rodzinie, Andrzeju, ale dla dobra dzieci sugeruję, żebyście się porozumieli.

— Gdzie poszły?

— Chyba do parku. Zosia ciągle o nim mówi.

— Dziękuję.

Andrzej pośpieszył, aby znaleźć żonę i córkę. Miał wiele myśli w głowie.

Zosię zauważył z daleka. Śmiała się, gdy Karolina huśtała ją na huśtawce. W przeciwieństwie do Andrzeja, „nowe” życie przyniosło Karolinie korzyści. Zniknęły cienie pod oczami, a na jej ustach pojawił się uśmiech. Ale ten zniknął, gdy zobaczyła Andrzeja.

— Tato… — wymamrotała Zosia i zaczęła płakać. — Nie zabieraj mnie do domu! Nie chcę! Nienawidzę Joanny i nie chcę z nią mieszkać! — krzyczała córka, przyciągając uwagę przechodniów.

— Ciszej, Zosia. Teraz pójdziesz na karuzelę, a my z mamą porozmawiamy. Jeśli będziesz grzeczna, już nigdy nie zobaczysz Joanny.

— Naprawdę? — Zosia otarła oczy pięściami.

— Tak.

— A mama wróci?

Karolina spochmurniała.

— Porozmawiamy z mamą, ale bez ciebie.

Zosia musiała się zgodzić. Mimo młodego wieku potrafiła zrozumieć, kiedy sprawy są poważne.

— Wróć. Jesteś potrzebna dzieciom — powiedział do żony.

— Nie jestem pewna, czy chcę wracać do piekła — odpowiedziała tak, żeby tylko Andrzej to słyszał.

— Ale przyszłaś do Zosi. To znaczy, że nie możesz bez niej.

— To prawda. Ale nie mogę też wrócić do tego, co było.

— Jak dawniej już nie będzie. Jestem zagubiony, popełniłem błąd. Wybacz mi.

— Tak po prostu?

— Jestem gotów oddać wam mieszkanie. A sam na razie zamieszkam osobno.

— Z kochanką? — Karolina odwróciła się. Bolało ją.

— Myślę, że będę mieszkał sam. Joanna… okazała się nieodpowiednia. Nie nadaje się na żonę i matkę dzieci.

Karolina chciała uderzyć męża, jego słowa były szczere, ale zbyt bolesne. Powiedział, że była dla niego wygodną żoną. Ale niczym więcej.

— Wystarczy. Rozmowa skończona.

— Więc się zgadzasz?

— Na rozwód tak. Zabiorę dzieci, gdy kupisz dla nas nowe mieszkanie. W starej nie zamieszkam, tam wszystko… jest brudne — Karolina skrzywiła się.

— Dobrze. Daj mi miesiąc, rozwiążę ten problem. Tymczasem wynajmę wam mieszkanie.

Andrzej odjechał. A Karolina, trochę ostygnąwszy, zdecydowała, że córka nie powinna cierpieć przez grzechy ojca i mimo wszystko zabrała Zosię. Mateusza tymczasowo zostawiła z ojcem. Chłopak nie chciał się przeprowadzać do wynajętego mieszkania, i zgodził się na razie mieszkać bez mamy, mając nadzieję, że rodzice się pogodzą.

Joanna już nie wróciła. Odeszła od Andrzeja, rozumiejąc, że nie będzie na nią wydawał pieniędzy i odda mieszkanie żonie i dzieciom.

Przeprowadzka i podział majątku trochę się przeciągnęły, ale po trzech miesią

cach Karolina z dziećmi przeprowadziła się do nowego, przestronnego mieszkania. Andrzej dotrzymał słowa, sprzedał mieszkanie i kupił nowe, jeszcze lepsze dla rodziny. A sobie wynajął mieszkanie w pobliżu, żeby częściej widzieć się z dziećmi. Próbował pogodzić się z byłą żoną, ale Karolina nie chciała wchodzić dwa razy do tej samej rzeki.

Zaskakujące, ale po tym, jak została z dziećmi bez męża, syn i córka stali się spokojniejsi i przestali jej dokuczać. Może bali się, że mama znowu odejdzie, a może to naprawdę była wina złej atmosfery i obecności Andrzeja w domu, który nie szanował żony i negatywnie wpływał na dzieci.

Co więcej, Karolina miała teraz wolne dni, gdy Andrzej brał dzieci do siebie, i mogła odpocząć.

W każdym razie Karolina nie żałowała rozwodu z mężem. A Andrzej żałował, ponieważ oprócz psa prawie nic mu nie zostało.