Odkąd wnuki poszły do przedszkola, Irena poczuła się niepotrzebna. Syn i synowa mieli swoje sprawy. Irena nagle bardzo zapragnęła odnaleźć Jarosława, wobec którego czuła ogromną winę, psując życie i sobie, i jemu. Bez wahania wyruszyła na poszukiwania byłego ukochanego

Tego wieczoru Irena nie chciała wracać do domu. Wiedziała, że nikt tam na nią nie czeka. Jej 28-letni syn miał wystarczająco dużo obowiązków związanych z wychowaniem małych dzieci. Nikt na tym świecie nie miał dla niej czasu. I wtedy mimowolnie przypomniała sobie o Jarosławie. Kiedyś przynajmniej jemu była potrzebna.

Trzydzieści lat temu pracowała jako konduktorka w pociągu. Jarosław wracał z urlopu do jednostki wojskowej. To wtedy się w nim zakochała. Wydawało jej się, że był zupełnie inny niż wszyscy. Ich wspólna podróż zamieniła się w prawdziwą bajkę. Bajkę z pięknymi bukietami kwiatów, prezentami kupowanymi na każdej stacji oraz mnóstwem ciepłych i czułych słów, których nigdy wcześniej nie słyszała.

Obiecali sobie, że spotkają się za pół roku po zakończeniu służby wojskowej i już nigdy się nie rozstaną.

Listy płynęły jeden za drugim. Jarosław z niecierpliwością czytał każde słowo, a potem składał je starannie i wkładał do lewej kieszeni – jak najbliżej serca. Jednak w jednym z listów, już od pierwszych słów, wyczuł chłód. Irena pisała, że zdanie jej rodziców jest dla niej najważniejsze. Że go kocha, ale nie może sprzeciwić się ich woli i… wychodzi za mąż za kogoś innego.

Jarosław bardzo to przeżył. Przyjaciele starali się go wspierać i pocieszać, jak tylko mogli. On jednak wszystko robił mechanicznie, bez większego zaangażowania. Podobnie żyła Irena: budziła się rano, przygotowywała śniadanie dla męża, witała go po pracy z wymuszonym uśmiechem. Niedługo potem urodził się ich synek. Dzięki niemu Irena całkowicie zanurzyła się w rodzinnych obowiązkach. Była dobrą gospodynią, cudowną matką i troskliwą żoną. Sprawiali wrażenie idealnej rodziny.

Nie można było narzekać na Jarosława – dobrze zarabiał, z radością zajmował się synem. Jednak między nimi nie było miłości, a jeśli na początku Irena przekonywała siebie, że uczucie przyjdzie z czasem, to później zaczęła zauważać, że poza synem nic ich nie łączy. Byli zupełnie różni.

Zrozumiała to dopiero po dziesięciu latach wspólnego życia, a gdy dowiedziała się, że mąż ją zdradza, złożyła pozew o rozwód. Jedyne, co dawało jej pocieszenie, to syn. Żyła dla niego, robiła wszystko, aby miał jak najlepsze życie.

Czas szybko minął. Nagle błogosławiła syna na nową drogę życia. Nim się obejrzała, została babcią – syn i synowa obdarowali ją bliźniakami. Kiedy były małe, pomagała je wychowywać. Ale odkąd poszły do przedszkola, poczuła się niepotrzebna. Choć syn, synowa i wnuki darzyli ją ogromną miłością.

Pewnego chłodnego, zimowego wieczoru, czując się samotna, po raz pierwszy w życiu zdobyła się na odważny krok – postanowiła odnaleźć Jarosława i choćby z daleka na niego spojrzeć. W końcu tak bardzo go skrzywdziła, niszcząc życie sobie i jemu. Miała tyle do powiedzenia.

Pociąg zwalniał, odliczając ostatnie minuty do jej przystanku. W sercu narastały wątpliwości. Dopiero stając na peronie, uświadomiła sobie, że jest tu po raz pierwszy i nie wie, jak dotrzeć pod wskazany adres. Błąkała się wąskimi uliczkami miasta aż do wieczora. Gdy w końcu znalazła dom, w którym mieszkał Jarosław, przez ponad pół godziny nie miała odwagi podejść do drzwi i zapukać. Usiadła na schodach, zamyśliła się i przysnęła.

Obudził ją ciepły dotyk na ramieniu.

– Ireno, to ty? – zdziwiony patrzył na nią mężczyzna.

Ten wzrok rozpoznałaby wśród tysięcy innych. To był on – Jarosław, który zobaczył ją, wychodząc z mieszkania.

Biorąc ją za ręce, powiedział: „Wejdź. Nigdy się nie ożeniłem. Czekałem na ciebie. I… doczekałem się”.

Miłość, którą mężczyzna nosił w sercu przez wszystkie te lata, w końcu doprowadziła go do szczęścia. Irena także wreszcie poczuła się szczęśliwa.