Ojcostwo w pigułce: jak dzień z trójką maluchów zmienił moje spojrzenie na codzienne obowiązki
Pół roku temu razem z żoną Jolantą przeprowadziliśmy się do małego miasteczka pod Krakowem. Z trojgiem synów: Krzysztofem (5 lat), Franciszkiem (3 lata) i niespełna półtorarocznym Jasiem, marzyliśmy o spokojnym, rodzinnym życiu z dala od miejskiego hałasu.
Pierwsze zderzenie z rzeczywistością
Przez lata sądziłem, że praca górnika to najtrudniejsze zajęcie. Wracałem po całym dniu do domu i upadałem na kanapę. Jednak pewnego popołudnia, ledwo usiadłem, żona podała mi Jasia i powiedziała:
„Jerzy, weź synka, mam już ręce jak z waty!”
Odpowiedziałem z pretensją, że cały dzień przecież siedziała w domu i zamiast odpocząć, jeszcze mnie prosi o opiekę nad dzieckiem. Żona tylko westchnęła i poszła do kuchni.
Weekend na własną rękę
Kilka tygodni później zmarła nasza krewna z pobliskiej wsi, i to Jolanta musiała jechać załatwiać sprawy pogrzebowe. Wziąłem więc wolne i… poczułem euforię – trzy dni z dziećmi!
Poranki były sielanką: wspólne śniadanie, potem drzemka po obiedzie. Ale szybko okazało się, że rzeczywistość odbiega od oczekiwań. Starsi chłopcy plątali się między nogami, a najmłodszy odmówił jedzenia zupy, bo… papka nie smakowała. Poszedł suchy kawałek bułki i kubek mleka – byle przeżyć.
Próba wyjścia z domu
Ubranie do spaceru okazało się testem wytrzymałości: Krzysztof sam zakładał kurtkę, Franciszek potrzebował pomocy, a Janek… płakał, aż spocił się w rajstopkach. W międzyczasie Franciszek prosił do toalety, więc wszystko trzeba było pruć i zakładać od nowa.
Kiedy w końcu ruszyliśmy, pomyślałem: „To nasza pierwsza i ostatnia wspólna wyprawa na zewnątrz!” Po powrocie czekała na mnie góra prania i uszczerbione morale dziecka, któremu trzeba było ugotować kolację.
Kulminacja chaosu
O północy zorientowałem się, że zgubiłem smoczek Jasia – bez niego nie zasypia. W piżamie i ze zmęczenia ledwie stojąc, pobiegłem do sąsiadki Marii Nowak. Na szczęście miała zapasowy uspokajacz, który ocalił nam noc.
Rano po przyjściu Jolanty padłem na kolana:
„Przepraszam, kochanie. Obiecuję, że od dziś każdy Twój wysiłek docenię.”