Pewien człowiek został zapytany, co zrobić, gdy nikt nie docenia twojej dobroci, i udzielił naprawdę mądrej odpowiedzi

Mówi się, że nikt nie docenia dobroci. Że nikt nie potrzebuje wysiłków życzliwych ludzi i ich dobroci, a inni tylko czekają, aby zdenerwować życzliwą osobę i ją wykorzystać.

Ale w rzeczywistości odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, ponieważ dobroć jest potrzebna nie tylko jednej osobie, ale całej ludzkości. W przeciwnym razie po prostu nie przetrwałaby. I oczywiście dobre uczynki są niezbędne dla duszy, więc nie należy wierzyć tym, którzy uważają, że dobroć nie jest ceniona.

Życzliwość jest jak zdrowa komórka w ciele. Współpracuje z innymi, nie próbuje przeszkadzać innym, ale też nie pozwala się uciskać.

Gniew jest często reakcją obronną na zniewagę. Jednak niszczy również komórki, zakłócając ich normalne funkcjonowanie i kształt.

Dlatego dobroć przywraca integralność zarówno organizmu, jak i społeczeństwa jako całości. Tak, jednostka może nie doceniać wysiłku, ale życzliwa osoba nie przejmuje się tym, co jej zrobiono, ile wydała na konkretny wysiłek, ani jak zareagowano na nią w końcu.

Nie może postąpić inaczej, a to właśnie na dobrych ludziach opiera się świat. Możesz oczywiście unikać marnowania swoich wysiłków na to czy tamto, ale dobroć nie jest handlem ani sposobem na zarabianie pieniędzy, chociaż za nią są nagrody.

Brzmi to nieco dziwnie, ale w rzeczywistości ma to pewne uzasadnienie. Ludzka dusza jest naturalnie skłonna do czynienia dobra. Można spojrzeć na dziecko, które przedstawia świat jako dobry, zachowuje się w miły sposób i wpada w złość lub kaprysy tylko wtedy, gdy jest znudzone lub uciskane.

Jednak z czasem dzieci mogą dorastać i zacząć określać swoje granice oraz obawiać się okazywania dobroci. Jest to również ułatwione przez dorosłych, którzy wierzą, że bycie uprzejmym jest bardziej wartościowe dla nich samych, że muszą stanąć w swojej obronie i nie wybaczać przestępstw, ponieważ w ten sposób mogą pozwolić innym jeździć po nich.

W rzeczywistości jednak uprzejmość i uległość to nie to samo. Próby budowania życia na zasadzie “ty mnie, ja tobie” (z wyjątkiem biznesu i relacji rynkowych) nie prowadzą do niczego dobrego.

Jest prosty przykład – zakochani ludzie. Są zakochani, cieszą się swoimi uczuciami, nie myśląc o konsekwencjach ani o tym, co będzie dalej. Zaczynają gardzić tymi, którzy próbują otworzyć im oczy na siebie nawzajem, otworzyć się i szczerze kochać oraz doceniać innych wokół nich.

Ale co się stanie, jeśli miłość zostanie odłożona na półkę i zamieni się w coś dziwnego, opartego na zasadzie “jak ty ze mną, tak ja z tobą”? Albo jeśli wpajane są myśli: “patrz, on lub ona cię wykorzystuje, nie pozwól na to”. Jakże nieszczęśliwe i nieciekawe staje się takie życie.

Zamiast po prostu poddać się swoim uczuciom i czynić sobie nawzajem dobro, kochankowie zaczynają się targować, a po miesiącu związku zaczynają od siebie wymagać.