Pewnego dnia dowiedzieliśmy się, że siostra mojego męża wychodzi za mąż. Teściowie z wielkim rozmachem przygotowywali się do jej wesela, które odbyło się w luksusowej restauracji. Oczywiście zaprosili również nas z mężem. Jednak kiedy teściowie wręczyli nowożeńcom prezent, mój mąż powiedział, że w jego domu więcej ich już nie będzie

Moi teściowie to odnoszący sukcesy biznesmeni – mają duży sklep, a obok niego niewielką kawiarnię, w której zawsze jest wielu klientów. Pieniędzy im nie brakuje, nie mają żadnych problemów finansowych. Wychowali dzieci, zapewnili im wykształcenie, wydali za mąż i ożenili, mają własne trzypokojowe mieszkanie, działkę, drogie samochody, a na wakacje regularnie jeżdżą za granicę. Ogólnie rzecz biorąc, są dobrze sytuowani i, jak na początku się wydawało, bardzo hojni oraz kochający swoje dzieci po równo.

Niestety, życie nie zawsze jest tak idealne, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Mój mąż ma młodszą siostrę – oczko w głowie rodziców, prawdopodobnie dlatego, że jest młodsza, a mój mąż zawsze był dla niej opiekunem i niańką.

Z żalem opowiadał mi, że nigdy nie zapisali go na sekcję karate, choć przez całe dzieciństwo o tym marzył – zamiast tego musiał opiekować się siostrą po szkole, mimo że sam był jeszcze małym chłopcem.

Rodzice dopiero wtedy rozwijali swój biznes, więc nie było ich stać na opłacenie niani, a opieka nad siostrą w całości spadła na barki brata. Kiedy mąż trochę podrósł, zaczął pomagać rodzicom w pracy – nosił ciężkie skrzynki i wykonywał inne pomocnicze prace, podczas gdy jego młodsza siostra była rozpieszczana i traktowana z ogromną troską.

Oczywiście, rodzice opłacili synowi dobre wykształcenie – tego im nie można odmówić. Ale córce – już nie. Na drugim roku studiów zaczęła kaprysić, że to jej się nie podoba, i rodzice po prostu pogodzili się z tym, że pieniądze na jej naukę poszły na marne.

Nie poszła też do żadnej pracy – w wakacje dorabiała w kawiarni rodziców, ale oczywiście dostawała za to pieniądze, w przeciwieństwie do mojego męża, który kiedyś pracował dla nich „za darmo”. Rodzice nawet śmiali się, niby żartem:

– Jeśli ktoś zdecyduje się poślubić taką kapryśną i leniwą dziewczynę, to będziemy musieli dać mu spore wiano, żeby nie uciekł po pierwszym roku małżeństwa!

Ale pierwszy ożenił się ich syn – ze mną. Kwestia, gdzie będziemy mieszkać, nigdy się nie pojawiła – mieszkaliśmy u mojej mamy. Była cudowną osobą, miała świetne relacje z zięciem i cieszyła się, że ma nas na co dzień obok siebie, czując się potrzebną i pomagając nam we wszystkim.

Po roku dowiedziałam się, że jestem w ciąży, a w tym samym czasie rozpoczęły się gorączkowe przygotowania do ślubu siostry mojego męża. W domu teściów panowało istne zamieszanie! Nie to co u nas…

Nasze wesele odbyło się w ich kawiarni, przy skromnym stole, tylko w gronie najbliższych krewnych. Co prawda, nikt nie musiał się dokładać – teściowie zapłacili za wszystko. Ale na ślub córki postanowili nie szczędzić pieniędzy – wyprawili huczne wesele w drogim lokalu, opłacając wszystko w całości.

Co więcej, na weselu rodzice mojego męża wręczyli młodej parze klucze do nowego mieszkania! Byliśmy w szoku. Kupili córce mieszkanie! Mój mąż nie tyle zazdrościł, ile poczuł się przez nich kompletnie niedoceniony. Jak potem powiedziała teściowa:

– Przecież nie narzekacie, mieszkacie u teściowej, to po co wam mieszkanie?

Tymczasem moja mama zaczęła wyglądać na lekko przygaszoną, a w końcu zdradziła nam powód. Zakochała się – samotny mężczyzna poprosił ją o rękę, ale nie mieli gdzie razem zamieszkać, bo on wynajmował mieszkanie. Wtedy podjęliśmy decyzję – wziąć kredyt i zwolnić mamie jej dom.

Opowiedzieliśmy o tym teściom. Spodobał im się nasz pomysł i obiecali, że pomogą nam, jak tylko będą mogli. Znaleźliśmy odpowiednie mieszkanie, ale bank wymagał wkładu własnego. I tu zwróciliśmy się do rodziców mojego męża. Ale oni od razu powiedzieli:

– Ojej, ależ skąd, wszystkie nasze oszczędności poszły na wesele córki i jej mieszkanie! Po co się tak spieszyliście? Mogliście jeszcze rok poczekać, teraz nie jest tak łatwo jak kiedyś.

Krótko mówiąc, jasno nam dali do zrozumienia – radźcie sobie sami. Pożyczyliśmy pieniądze, gdzie tylko się dało – od przyjaciół, krewnych, kolegów z pracy, a nawet mój starszy dziadek przekazał nam swoje skromne oszczędności przez moją matkę chrzestną. W końcu wzięliśmy kredyt na mieszkanie. Teściowie nie dali nam ani grosza.

Przeprowadziliśmy się, gdy nasza córeczka już się urodziła. Teściowie przyjechali tylko na jej wypis ze szpitala. Do nas do domu ich nie zapraszamy – to nie moja decyzja, to mój mąż sam nie chce ich widzieć, czuje się głęboko zraniony.

Mąż pracując na dwóch etatach, w ciągu pięciu miesięcy spłacił niemal wszystkie długi. Mój dziadek nie chce, żebyśmy oddawali mu pieniądze, mówi, że to jego prezent dla nas, ale i tak planujemy mu wszystko zwrócić.

A teściowie udają, że nie rozumieją, dlaczego tak się od nich oddaliliśmy. Proszą, żebyśmy przywieźli do nich wnuka, dziwią się i obrażają, że nie przychodzimy. No i niech się obrażają! Uważam, że mieliśmy rację – nie powinni byli obiecywać, że nam pomogą. Córce podarowali mieszkanie, a nam nawet na wkład własny nie pomogli. Nie zobaczą wnuka – i tyle!