Pewnego dnia przyszła do mnie teściowa. Pukała, dzwoniła, dobre pięć minut – ale nie otworzyłam drzwi. Wiedziała oczywiście, że jestem w domu. Widziała wózek na korytarzu. Bardzo się obraziła. Poskarżyła się mężowi. A ja uważam, że miałam rację w tej sytuacji. Bo czy prawdziwa matka mogłaby się tak zachować?

– Ona już mnie naprawdę wykańcza – mówi szczerze oburzona 28-letnia Magda. – Nie mam już do niej siły. Ulubiony numer mojej teściowej to przychodzić bez zapowiedzi. Szczególnie teraz, od kiedy jestem na urlopie macierzyńskim. Nie codziennie, ale dwa–trzy razy w tygodniu – regularnie.

– I nie dzwoni wcześniej, żeby was uprzedzić?
– Dzwoni. Dokładnie dwie minuty wcześniej. Kiedy już wchodzi do klatki, dzwoni: „Magduniu, jesteście w domu? Właśnie przechodziłam obok i pomyślałam, że wpadnę na chwilkę”. I zaraz pukanie do drzwi. Już jej mówiłam, delikatnie i wprost, że takie wizyty nie zawsze są wygodne. Że może akurat śpimy po nieprzespanej nocy. Albo karmię dziecko. Albo mamy bałagan – w końcu w domu z niemowlakiem różnie bywa. Ale nie, ona tego w ogóle nie rozumie. I po dwóch dniach znów przychodzi.

Więc wczoraj postanowiłam postąpić inaczej. Stała pod drzwiami, pukała, dzwoniła może z piętnaście minut – dzwonek mamy wyłączony. Wiedziała, że jestem w domu, widziała przecież wózek. Obraziła się strasznie. Poskarżyła się mężowi. Ale ja uważam, że miałam rację. No bo jakieś granice muszą być, prawda? Może teraz się zastanowi, zanim znów tak zrobi.

– Nie rozumiem, dlaczego ona mnie tak potraktowała – mówi ze łzami w oczach 60-letnia Barbara. – Zawsze byłam dla niej dobra, naprawdę. Dobrze się odnosiłam do mojej synowej. Dałam im pieniądze na pierwszy wkład przy kupnie mieszkania. Jeździłam do niej do szpitala, kiedy urodziła, woziłam domowe jedzenie – tam przecież nie karmią dobrze. Codziennie rano i wieczorem gotowałam coś świeżego. Dawałam prezenty – jej i dziecku. I co dostałam w zamian? Takie traktowanie. Nie otworzyć drzwi, wiedząc, że matka stoi za nimi? Nie mieści mi się to w głowie.

– Może trzeba było wcześniej umówić wizytę, zadzwonić?
– A co by to zmieniło? – wzdycha Barbara. – Ja zawsze jestem „nie w porę”, czy z telefonem, czy bez. Nie o to chodzi! Chodzi o to, że oni już mnie wcale nie chcą widzieć. A ja nie do niej przychodzę, tylko do wnuka! Ale żeby tak? Słyszy, że matka puka, dzwoni – i nic!

Czy synowa ma prawo nie otworzyć drzwi, jeśli nie ma ochoty widzieć matki swojego męża? Albo nie odbierać telefonu? W końcu jest u siebie, we własnym domu.

A może to wygląda po prostu nieładnie i nierozsądnie z jej strony? Mówią, że lepszy zły pokój niż dobra kłótnia. Przecież teściowa nie zrobiła jej nic złego – może tylko trochę zmęczyła swoimi częstymi wizytami. Ale przecież przychodzi z miłością, żeby zobaczyć wnuczka. Może więc warto byłoby zachować się po ludzku?