Po ślubie przeprowadziłam się do domu mojego męża. Na początku byłam w siódmym niebie z szczęścia, ponieważ zamiast ciasnego jednopokojowego mieszkania teraz mieszkałam w elitarnym domu z dużym terenem. Jednak szybko zaczęłam żałować…

Rodzice mojego męża to wspaniali ludzie, którzy bardzo nam pomogli na początku naszego życia małżeńskiego. Zaraz po ślubie zaproponowali nam, że możemy przeprowadzić się do ich wielkiego domu. Byłam w siódmym niebie z radości, bo wcześniej mieszkałam w jednopokojowym mieszkaniu i o takim luksusie mogłam tylko pomarzyć.

Opieka nad tak wielkim domem była niezwykle trudna, ale teściowa pomagała mi we wszystkim. Jednak po dwóch latach zdecydowali, że dom pozostawiają nam, a sami przeprowadzają się nad morze. Wtedy zdałam sobie sprawę, jakie pułapki kryje za sobą życie w dużym domu…

Wszyscy krewni i znajomi zaczęli mi zazdrościć, gdy dowiedzieli się, że mieszkam w elitarnym domu. W ich wyobraźni moje życie stało się bajką! Duży teren, luksusowy dwupiętrowy dom, sad owocowy, własny basen i pikniki z grillem można urządzać codziennie!

Jednak nikt nie myśli o tym, ile wysiłku trzeba włożyć, aby utrzymać taki dom i teren w czystości i porządku!

Kiedy dopiero się tu wprowadziłam, także widziałam głównie pozytywne strony, ale szybko zrozumiałam, że się myliłam. Żeby przeprowadzić zwykłe sprzątanie w domu, muszę poświęcić prawie cały dzień, a jeśli generalne porządki, to pewnie nie wystarczy dwóch dni, a to jeszcze bez mycia okien.

Dwa razy w tygodniu staram się przetrzeć kurz w każdym pokoju, odkurzyć i umyć podłogę, ale nawet po takich, zdawałoby się, prostych zabiegach, czuję się bardzo wyczerpana. Dodatkowo trzeba jeszcze przygotować jedzenie i pomagać mężowi na podwórku i w ogrodzie. Jest mi smutno z powodu tego, że całe moje życie sprowadziło się do dbania o dom.

O narodzeniu dziecka nawet boję się teraz myśleć! Już i tak nie mam czasu na nic, a co będzie, gdy pojawi się u nas dziecko?

Oczywiście mój mąż też nie próżnuje i cały czas coś robi na podwórku: albo czyści basen, albo koszy trawę, albo dba o ogród. Jednak większość dnia spędza w pracy, więc obowiązki domowe dotyczą mnie głównie.

Proponowałam mu zatrudnienie pomocy domowej, bo na to nas stać, ale kategorycznie się sprzeciwia. Mówi, że nie zniesie obcej osoby w domu. Jego zdaniem przesadzam, skoro teściowa radziła sobie, to i ja poradzę.

Podsumowując, już nie wyobrażam sobie, co robić. Każdego dnia wspominam swoje beztroskie życie w mieszkaniu i mam ochotę płakać. Proszę męża o przeprowadzkę, ale on nawet nie chce słuchać. Czy jedynym wyjściem jest rozwód? Wszystko inne w naszych relacjach mi pasuje…