Pół roku po naszym ślubie moje cierpliwość wobec uwag męża “a moja mama robi tak” i “a mama mówi, że…” zaczęła się wyczerpywać.

Na moje subtelne sugestie, że możemy sami radzić sobie z kwestiami rodzinnymi, a w kuchni poradzę sobie bez rad teściowej, mąż absolutnie nie reagował. Chyba z przyzwyczajenia pozostawał wierny i oddany woli swojej mamy. Nie chciałam się kłócić, więc zaczęłam szukać sposobu na rozwiązanie tej sytuacji i przypomniałam sobie moje szkolne treningi aikido.

Nie zamierzałam rzucać mężem ani używać jakiejkolwiek broni, ale pamiętałam, jak nasz trener przed każdym treningiem uczył nas podstaw filozofii wschodniej, a w piątki poświęcał na to połowę czasu zajęć. Wtedy nie wszystko rozumiałam, o czym mówił nasz sensei, ale gdy napotkałam problemy w relacjach rodzinnych, zrozumiałam, że to jest właśnie to, czego potrzebuję, aby rozwiązać je bez konfliktów.

Przeciwieństwa zawsze rodzą przeciwieństwa, ta łańcuch jest nieskończony. Ale jeśli przeciwieństwu nie przeciwdziałać, lecz wykorzystać jego energię i inercję, można, nie wkładając wiele wysiłku, poradzić sobie z tym, co na pierwszy rzut oka wydaje się niepokonane.

Aby ruch był uporządkowany, podzieliłam powstające kwestie na grupy: kuchnia, mieszkanie, czas wolny, zdrowie, znajomi. Dla przykładu opowiem o najbardziej wyrazistych radach męża, z odwołaniem do jego mamy.

**Kuchnia:**
– Dlaczego nie dodasz manny do kotletów? Mama uważa, że to lepsze niż ziemniaki…
– Mama odcedza makaron inaczej…
– Pączki u mamy są bardziej miękkie, ona dodaje do ciasta środek spulchniający…

**Mieszkanie:**
– Mama myje lustra swoim środkiem, zapytam ją o skład…
– Mama prasuje prześcieradła z dwóch stron…
– Mama wiosną wietrzy i pakuje zimowe ubrania na następny sezon…

**Czas wolny:**
– Mama nie może siedzieć bez robienia na drutach, nawet przed telewizorem…
– Mama nie lubi teatru…

**Zdrowie:**
– Rano trzeba pić wodę źródlaną, mama zawsze nam nalewała szklankę…
– Antybiotyków lepiej nie brać, lepiej zdrowieć na herbatkach ziołowych, mama zawsze miała całą aptekę ziół…

**Znajomi:**
– Mamie się wydaje, że twoja Kasia (Ania, Natalia, Ola) maluje się zbyt wyzywająco…
– Mama uważa, że Kasia (Ania, Ola, Natalia) cię tylko wykorzystuje…
– Mama radziła nie być zbyt szczera z Natalią (Kasią, Anią, Olą)…

Podsumowując te wszystkie “perły”, przystąpiłam do działania.

Podając mężowi kawę, zasugerowałam:
– Rozcieńcz ją zimną wodą, twoja mama zawsze tak robi, żeby serce miało mniejsze obciążenie.

Mąż spojrzał na mnie zaskoczony i dodał trochę wody do kawy. Pomyślałam: “Działa!”

W sobotę, gdy zabrałam się za sprzątanie, zleciłam mężowi zadanie:
– Kochanie, zbierz narzuty, na zewnątrz spadł świeży śnieg, wyczyść je szczotką na dworze, mama zawsze tak swoje odświeża, w mieszkaniu będzie mniej kurzu.

Mąż zbierał narzuty bez entuzjazmu, ale co miał zrobić, skoro powołałam się na jego mamę! Kiedy już miał wychodzić, zatrzymałam go:
– Gdzie bez ciepłej bielizny?! Mama po to podarowała ci kalesony z psiej wełny. No, zakładaj! Jeszcze nam tylko prostatu brakuje!

Mąż aż zgrzytnął zębami. Kiedy mama podarowała mu te kalesony, był w szoku, ale przyjął je, tylko nigdy ich nie nosił. A tu ja dopilnowałam, jeszcze z odwołaniem do mamy!

W niedzielę mąż chciał wymknąć się na zimowe wędkowanie, ale mu się to nie udało. Powołując się na autorytet teściowej, oświadczyłam:
– Żadnych wędkowań! Twoja mama uważa, że tam chodzą sami samobójcy! Tym bardziej, że lód już stary, nigdy nic nie wiadomo!

Mąż westchnął i ponuro odstawił skrzynkę ze sprzętem z powrotem do schowka. Widząc jego reakcję na mamine rady, wiedziałam, że pozostało jeszcze trochę wysiłku.

W tygodniu, gdy mąż powiedział przez telefon, że chce z Witalikiem (kolegą) iść na piwo, bezapelacyjnie stwierdziłam:
– Zwariowałeś? Mama nie może znieść tego Witalika, a ja już przygotowałam kolację, czekam.

Mąż wrócił z pracy na czas, ale w kiepskim nastroju… I otrzymał ostateczny cios podczas kolacji:
– Wiesz, kochanie, rozmawiałam z twoją mamą ostatnio, nie będę już używać antykoncepcji, bo ona tak bardzo chce zostać babcią. Pomyślałam, czemu nie? Kiedy jej to powiedziałam, była zachwycona!

Mąż zakrztusił się kotletem, a gdy w końcu odkaszlnął, powiedział oburzony:
– Rozumiem wszystko, ale może sprawy intymne będziemy omawiać bez mamy?

To było dokładnie to, do czego dążyłam. Rozwinąć temat było już łatwo:
– Masz rację, proponuję, żebyśmy nie omawiali z mamą nie tylko intymnych spraw, ale i wszystkiego innego, jeśli się zgadzasz…

Mąż roześmiał się:
– Jesteś sprytna! Przez dwa tygodnie dręczyłaś mnie radami mamy! I w końcu mnie pokonałaś! Przesadzałem z tym, prawda?

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi:
– Było trochę za dużo, ale myślę, że teraz postaramy się dawkować tę przyprawę z umiarem.

Ukochany zgodził się:
– Całkowicie się zgadzam, inaczej nie pójdę na wędkowanie i nie napiję się piwa z przyjaciółmi!