Prawie codziennie syn po pracy przychodzi do nas, żeby coś zjeść. Mówi, że Irena nie potrafi tak dobrze gotować jak ja. A co mi tam, szkoda? Gotuję obiad dla męża, to przy okazji i syna poczęstuję. Ostatnio jednak mój mąż to zobaczył. Wrócił do domu wcześniej i zastał syna przy stole, gdy ten jadł kawałek smażonego mięsa. Nie spodobało mu się to i odesłał syna do domu z niczym
Mój mąż postąpił bardzo niewłaściwie – wczoraj praktycznie wyrzucił naszego syna z domu. I za co? Za kawałek mięsa? Tłumaczy się, że nie chodzi o jedzenie, ale że syn nigdy nie stanie się samodzielny.
Nasz Andrzej ma 26 lat, jest jedynym dzieckiem. Czy trzeba mówić, że całe nasze życie kręciło się wokół niego?
Może aż za bardzo, bo syn nawet nie mógł bez problemów ukończyć studiów – ostatni rok dosłownie ciągnęliśmy go, byleby dostał dyplom.
Ale wykształcenie jak na razie mu się nie przydało, bo nie mógł znaleźć pracy, która by mu odpowiadała. Skończył studia i siedział w domu, a raczej leżał z telefonem na kanapie.
Początkowo spokojnie to znosiłam, przecież nie pójdzie pracować za marne grosze? Ale mój mąż myślał inaczej, bardzo się na Andrzeja złościł, że nigdzie nie pracuje. Nalegał, by szukał pracy.
W końcu mąż podjął radykalną decyzję – albo syn idzie do pracy, albo wyprowadza się z domu.
Z trudem, Andrzej znalazł jakąś pracę, niezwiązaną z jego wykształceniem. Chodził na nią bez większego entuzjazmu, ale chodził, chociaż zarabiał niewiele.
Dwa lata temu nasz syn poznał dziewczynę, bardzo nam się spodobała, więc namówiliśmy ich na ślub.
Irena, nasza synowa, miała własne dwupokojowe mieszkanie, więc żyją osobno.
Jednak prawie codziennie po pracy syn przychodzi do nas, żeby coś zjeść. Mówi, że Irena okazała się kiepską gospodynią, nie potrafi tak smacznie gotować jak ja. A co mi szkodzi? Gotuję obiad dla męża, to i syna przy okazji poczęstuję.
Ale ostatnio mój mąż to zobaczył. Wrócił do domu wcześniej i zastał syna przy stole, gdy ten jadł kawałek smażonego mięsa.
– A czemu, synku, nie jesz w domu? – zapytał go surowo.
– Bo żona tak dobrze nie przygotowuje mięsa – odpowiedział Andrzej.
– A ty, synku, przyniosłeś to mięso do domu? Czy skąd myślisz, że ono się tam weźmie? Trzeba zarabiać pieniądze, a nie chodzić do mamy na obiad! Pomyślałeś o Irenie?
Słowo za słowo i poważnie się posprzeczali. Syn wstał od stołu i poszedł, bardzo obrażony na ojca.
Nie wiedziałam, co robić.
– Po co tak ostro? – pytam. – Szkoda ci było kawałka mięsa dla własnego dziecka.
– Nie chodzi o jedzenie, nic mi dla niego nie żal. Ale jak on ma zrozumieć, że teraz to on jest głównym żywicielem, który musi samodzielnie utrzymać swoją rodzinę?
Nie zgadzam się z mężem w tej sprawie, przyjdzie czas i syn będzie zarabiać. Ale odmawiać dziecku jedzenia, to jakieś nieludzkie.
