Przecież daję ci prezenty, a twojemu synowi nic nie jestem winien – powiedział mężczyzna, z którym zaczęłam się spotykać

Z mężem rozstaliśmy się pięć lat temu. Nie mogę powiedzieć, że było to bezbolesne. Płakałam, przeklinałam jego kochankę (bo to do niej odszedł). Nasz syn miał wtedy trzy lata. Początkowo nie rozumiał, dlaczego tata już z nami nie mieszka, i również płakał.

Ale czas leczy rany. I ja, i syn pogodziliśmy się z sytuacją. Zwłaszcza że były mąż dobrze wspierał nas finansowo i zabierał syna do siebie na weekendy.

Nie było mowy o tym, żebyśmy do siebie wrócili. Moja rywalka okazała się bardzo sprytna – trzymała go przy sobie, jakby był na uwięzi. Poza tym, w tym czasie urodziła mu już dwoje dzieci.

Ale i mnie los się uśmiechnął. Poznałam wspaniałego mężczyznę. Andrzej pracował w renomowanej firmie, miał samochód, własne mieszkanie. Był bardzo poważny, odpowiedzialny i, co najważniejsze – nieżonaty.

Mieliśmy piękny, romantyczny okres zalotów. Andrzej przynosił mi moje ulubione róże, zapraszał do eleganckich restauracji, mówił te słowa, które każda kobieta chce usłyszeć. Rozpłynęłam się i znów uwierzyłam w miłość.

Andrzej wiedział o moim nieudanym małżeństwie. Do tego, że mam syna, odnosił się spokojnie.

Zaczął odwiedzać mnie w mieszkaniu, więc przedstawiłam mu Jarka. Wydawało mi się, że polubił mojego syna.

Andrzej zauważył, że Jarek to bystre i dobrze wychowane dziecko. Dla mnie jego słowa były jak balsam na duszę.

Myślałam, że lada moment mój syn będzie miał ojca. Może nie biologicznego, ale stałego, a nie „weekendowego”. Chłopcu przecież potrzebny jest męski wzorzec w rodzinie. Andrzej wydawał mi się idealny.

A potem nadszedł dzień urodzin Jarka. Przygotowałam smakołyki, nakryłam stół, zaprosiłam jego kolegów z klasy. Dzieci świetnie się bawiły. Wieczorem miał przyjść Andrzej. Wiedział, że to ważny dzień dla mojego syna.

I oto przyszedł, jakby nigdy nic, pocałował mnie, wręczył bukiet i poszedł do kuchni.

A tam był właśnie Jarek – goście już się rozeszli. Synowi jeszcze zachciało się tortu, więc siedział i zajadał.

– Cześć – powiedział Andrzej – smaczny tort?

– Tak – przytaknął Jarek. – Dzisiaj mam urodziny.

– Aha – kiwnął głową Andrzej obojętnie.

I tyle! Nie powiedział już ani słowa. O prezencie nawet nie wspomnę. A moje dziecko wyraźnie oczekiwało choćby drobnego upominku od „dobrego wujka Andrzeja”. W jego oczach pojawiło się zdziwienie i zawód.

Nie skończył jeść tortu, tylko po chwili wstał i wyszedł z kuchni. Ja w końcu zdecydowałam się zwrócić Andrzejowi uwagę.

– Mogłeś mu chociaż czekoladę podarować, w końcu ma dziś urodziny – powiedziałam.

– A dlaczego miałbym coś dawać twojemu synowi? – zdziwił się Andrzej. – Przecież ma swojego ojca. To on powinien mu coś kupić.

– Artur przesłał mu prezent kurierem – powiedziałam z żalem. – Ale Jarek także od ciebie czegoś oczekiwał. Nie jesteś już dla niego obcym człowiekiem.

– Przecież tobie daję prezenty, to za mało? – wzruszył ramionami. – Nie spodziewałem się, że jesteś taka materialistka.

Coś ścisnęło mnie za gardło. Cały ten czas marzyłam, że wkrótce stworzymy razem rodzinę i że Andrzej będzie wychowywał Jarka jak swojego syna. A on widział to inaczej. Dla niego Jarek był i pozostawał obcy.

I jeszcze gdyby faktycznie nie miał pieniędzy, ale tak nie było! Zrobiło mi się przykro z powodu mojego dziecka i tego wieczoru poprosiłam Andrzeja, żeby wyszedł. Nie nalegał, tylko uśmiechnął się i wyszedł.

Następnego dnia jak zwykle czekał na mnie po pracy. Zachowywał się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Wtedy powiedziałam mu wprost, że nie chcę być z kimś, komu mój syn jest obojętny.

– Ależ jesteś śmieszna – odpowiedział Andrzej. – To tylko w filmach faceci rwą się do wychowywania cudzych dzieci. W prawdziwym życiu jest inaczej. Ja chcę mieć własne dziecko.

– A Jarek? Co mam z nim zrobić?

– Przecież ma ojca. Może do niego się przeprowadzić.

– A może ty przestaniesz przychodzić do nas? – powiedziałam drżącym głosem.

Wysiadłam z jego auta i odeszłam. Później jeszcze kilka razy dzwonił, ale nie odebrałam ani razu.

Widać, że to nie było moje szczęście.