– Przesiądzie się z karku mamy na mój, jeśli się pobierzemy! – niespodziewanie uświadomiła sobie Ania
„Doczekałaś się swojego księcia, Aniu!” – mówiła z podziwem Arleta, spoglądając na pierścionek, który Ania otrzymała od Andrzeja, obiecujący rychłe małżeństwo. Narzeczony stale obsypywał Anię prezentami i poświęcał jej mnóstwo uwagi.
Wkrótce Andrzej przeprowadził się do Ani. W tym czasie Ania już mieszkała w swojej kawalerce, razem z trójkolorową kotką, którą znalazła na ulicy trzy lata wcześniej.
– Potrzebujesz „kopniaka motywacyjnego”! I wiem, do kogo się zwrócić! – stanowczo oznajmiła przyjaciółka Arleta.
– Nie podoba mi się twój pomysł, Arleta – zamyśliła się Ania. – Brakowało mi jeszcze wróżki w życiu!
– Posłuchaj, Ania, wiem, co mówię! Maria Nowak pomogła wielu moim znajomym! Już cię zapisałam, więc jutro idziesz.
„Łatwo jej rozdawać rady, sama wyszła za mąż już na studiach. A ja po prostu mam pecha. Chociaż…” – zaczęła wspominać swoich byłych narzeczonych Ania.
W czasach studenckich poznała Michała, wesołego, niebieskookiego blondyna, który pasjonował się rekonstrukcją bitew historycznych i mitologicznych.
Studiował, bo tak chciała jego mama, a wolny czas poświęcał na tworzenie hełmów, kolczug i studiowanie rycerskich pojedynków.
Po zakończeniu studiów nadal mieszkał z mamą i zatrudnił się jako magazynier.
Spotykał się z Anią tylko w wolnych chwilach, które miał między pracą a kolejnymi rekonstrukcjami, z entuzjazmem opowiadając jej o przygotowaniach do nowego turnieju.
– A pracy nie planujesz zmienić? – zapytała go kiedyś Ania.
– Wszystko mi pasuje. Pensja niewielka, ale nie muszę płacić za mieszkanie, a mama zawsze nakarmi – beztrosko odpowiedział Michał, z apetytem pałaszując barszcz ugotowany przez Anię. – A szefostwo mi nie przeszkadza i mogę spokojnie zająć się swoimi sprawami w czasie pracy. Wiesz, jakie świetne bitwy przygotujemy z chłopakami w czerwcu?
– Nie, teraz nie mam czasu na letni odpoczynek. Pracuję od rana do wieczora, staram się zdobyć doświadczenie, żeby zarabiać na mieszkanie, choćby na kredyt. Nie chcę ciągle wynajmować.
– No, to dobre podejście. Dzięki, mamo – odpowiedział Michał, kończąc jeść, wyraźnie myśląc o czymś innym.
– Mamo?
– O, Ania, przejęzyczyłem się – uśmiechnął się Michał. – A co na deser?
„Marzyciel. Żyje tylko swoimi grami i rekonstrukcjami. Nic nas przecież nie łączy. Z karku mamy przesiądzie się na mój, jeśli się pobierzemy!” – nagle uświadomiła sobie Ania i wkrótce podjęła decyzję o rozstaniu.
Następne poważne związki Ania miała z kolegą z pracy. Był to bardzo ambitny młody człowiek o imieniu Irek.
Kierował siecią punktów detalicznych i często wyjeżdżał w delegacje.
Wracając, zawsze przywoził Ani magnesy na lodówkę. Tak jej kolekcja wzbogaciła się o czarny kwadracik z napisem „Sopot nocą”, „skrzynkę wina” wielkości pudełka zapałek z Kazimierza i kota w tradycyjnym stroju z Krakowa.
Magnesy się mnożyły, a ich relacja pozostawała na tym samym poziomie: Irek nie planował wspólnej przyszłości z Anią, skupiając się wyłącznie na swoich celach zawodowych i osiągnięciach.
Po dwóch latach Ania miała już dość tej relacji, zdjęła wszystkie magnesy i, wręczając je Irkowi, oznajmiła, że muszą się rozstać. Innych prezentów przez te trzy lata nie otrzymała.
Trzeci narzeczony wydawał się idealny: inteligentny, bogaty, uprzejmy i z perspektywami. Andrzej oczarował nie tylko Anię, ale także jej rodziców i przyjaciół. Ich relacja rozwijała się szybko.
„Doczekałaś się swojego księcia, Aniu!” – mówiła Arleta, z podziwem spoglądając na pierścionek od Andrzeja, obiecujący rychłe zamążpójście. Narzeczony stale obsypywał Anię prezentami i poświęcał jej mnóstwo uwagi.
Wkrótce Andrzej przeprowadził się do Ani. W tym czasie Ania już mieszkała w swojej kawalerce, razem z trójkolorową kotką, którą znalazła na ulicy trzy lata wcześniej.
Kotka z pewnością była domowa, więc Ania liczyła, że wkrótce odnajdzie jej poprzednich właścicieli.
Weterynarz, badając „znalezioną”, powiedział:
„Zdrowa, choć już nie młoda. Mówią, że trójkolorowe koty przynoszą szczęście!”
Czas mijał, a na Ańine ogłoszenia nikt nie odpowiadał. Jednak kotka, nazwana przez Anię Czesia, była tak łagodna, spokojna i dobrze wychowana, że Ania szybko zrezygnowała z poszukiwań jej poprzednich właścicieli.
Minęło zaledwie dwa tygodnie od przeprowadzki Andrzeja, kiedy kotka pomogła Ani zobaczyć narzeczonego z innej strony.
Zazwyczaj Czesia spędzała większość czasu na swoim legowisku, czasem przychodziła do Ani, żeby ta ją pogłaskała. Ale tego dnia kotka, beztrosko wylizując swoją sierść na środku pokoju, znalazła się na drodze Andrzeja.
„Precz!” – powiedział surowo Andrzej, ale kotka nie zwróciła uwagi na to „polecenie”.
I wtedy, na oczach zdumionej Ani, Andrzej mocno kopnął kotkę.
Czesia krótko zamiauczała, odleciała na bok i szybko schowała się pod łóżko.
„No proszę” – z zadowoleniem skinął głową Andrzej.
– Co ty robisz? – powiedziała Ania, nie mogąc uwierzyć, że zazwyczaj czuły i miły mężczyzna z takim widocznym zadowoleniem sprawił ból bezbronnemu stworzeniu.
– Wychowuję – spokojnie odpowiedział Andrzej. – Kazałem jej, a ona nie posłuchała. To musiała dostać.
– A jeśli ja nie posłucham? – zapytała Ania, nagle zdając sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie widziała Andrzeja wściekłego.
– Dla ciebie wymyślę ciekawszą karę – powiedział Andrzej dziwnym błyskiem w oczach. – Ale lepiej bądź dalej taką grzeczną dziewczynką, jak teraz!
– Muszę zabrać Czesię do weterynarza.
– Nie mam ochoty się z nią męczyć. Ale jeśli ci na tym zależy, jedź.
– Dobrze, pojadę. Ale ty też wyprowadzasz się z mojego mieszkania!
– Wyrzucasz mnie przez tę głupią kotkę? Oszalałaś? Wszyscy tak pomyślą, jak dowiedzą się o powodzie naszego rozstania!
– To moja decyzja. Rozstajemy się – powiedziała stanowczo Ania.
Andrzej miał rację: większość jej znajomych nie rozumiała tego kroku.
„Takiego faceta zamieniła na kota” – mówili z westchnieniem.
Ale Ania była przekonana, że postąpiła słusznie. W jednej chwili zobaczyła prawdziwą twarz swojego narzeczonego i zdała sobie sprawę, że nie chce żyć w ciągłym strachu przed popełnieniem błędu, aby nie doświadczyć jego „kary”.
Potem mężczyźni jakby zaczęli omija
ć Anię szerokim łukiem. Dbała o siebie, modnie się ubierała i była optymistką. Ale to wszystko nie pomagało jej znaleźć partnera.
„To chyba jakaś klątwa samotności!” – stwierdziła przyjaciółka i zapisała Anię do wróżki.
Wróżka okazała się całkiem miłą kobietą w średnim wieku. Po sprawdzeniu czakr i energii Ani, zapytała:
– Co się stało?
– Nie mam narzeczonego, a lata lecą – odpowiedziała Ania, dopiero później myśląc: „Czy to ja powinnam jej opowiadać?”
– Hmm. A śpisz na dużym łóżku?
– Nie, mam wygodną kanapę – odpowiedziała Ania, zaskoczona niespodziewanym pytaniem.
– No właśnie! Jeśli chcesz wyjść za mąż, zamień kanapę na dwuosobowe łóżko. A jeszcze kup męskie kapcie. Niech stoją przy łóżku i czekają na swojego przyszłego właściciela!
– Rozumiem, dziękuję – mruknęła Ania, opuszczając wróżkę.
Wieczorem, zapraszając przyjaciółkę do siebie, opowiedziała jej ze śmiechem o otrzymanej radzie.
– Nie śmiej się, tylko zrób, jak ci kazali. Na łóżku zawsze lepiej się śpi niż na kanapie! – nalegała Arleta.
– Dobrze, ale więcej mnie do wróżek nie zapisuj! Dla tego nawet zamówię teraz męskie kapcie. Patrz, ładne, rozmiar 43, dostawa pojutrze. Gotowe!
Ale jeśli kupno kapci nie stanowiło problemu, to zakup i dostawa łóżka nie były takie proste.
Ogromne łóżko zajęło większość pokoju, a przy składaniu okazało się, że w jego mechanizmie podnoszenia brakuje jakiegoś ważnego elementu, który obiecano dostarczyć osobno.
„Same kłopoty za moje własne pieniądze. Do czego to doprowadza wiara w cuda” – myślała z irytacją Ania.
Następnego dnia wieczorem zadzwonił dzwonek do drzwi. W drzwiach stał wysoki młody człowiek:
– Dzień dobry! To pani zamawiała łóżko? Przywiozłem brakujący element mechanizmu.
– Dziękuję. Tylko teraz znów trzeba wzywać monterów – westchnęła Ania.
– Mogę to zamontować. To dobra model, sprzedaliśmy ich wiele. Umiem je już składać i rozkładać z zamkniętymi oczami.
– To pan nie jest kurierem?
– Nie. Nazywam się Aleksy. Jestem menedżerem sklepu, po prostu mieszkam niedaleko. W pracy dowiedziałem się, że trzeba dowieźć brakujący element i sam zgłosiłem się, żeby pomóc.
– Proszę wejść – zaczęła krzątać się Ania – A, przy okazji, mam kapcie…
Mężczyzna rzeczywiście szybko zamontował brakujący element i stanowczo odmówił zapłaty za swoje usługi. Zgodził się jednak na kawę z Anią.
Czesia, która zazwyczaj bała się gości, niespodziewanie ułożyła się na jego kolanach i zasnęła, mrucząc.
– Nie na darmo cię wtedy przekonałam! Okazuje się, że Maria Nowak ci pomogła! – rok później radośnie podsumowała Arleta. – Wszystko ułożyło się idealnie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki!
– Rzeczywiście, wszystko poszło dobrze – uśmiechnęła się Ania. – Ale można też pochwalić Czesię: od razu dała mi znać, że Leksowi można zaufać.
Ania i Aleksy szczęśliwie żyli razem już od roku, a niedawno urządzili wesołe wesele.