Przeżył pół życia i nagle dowiedział się, że moje dzieci wcale nie są moje

W szkolnych latach ja i Marzena nie znosiliśmy się nawzajem. Drażniłem ją, ona mnie irytowała. Potem, po skończeniu szkoły, jakoś się znów spotkaliśmy i spojrzeliśmy na siebie innymi oczami. Zacząłem postrzegać ją jako potencjalną żonę. Pasowała na tę rolę. Umiała gotować, dbać o porządek. Była atrakcyjna.

Wzięliśmy ślub, kiedy mieliśmy po 24 lata. Kupiliśmy mieszkanie w mieście i się przeprowadziliśmy. To nieszczęsne mieszkanie stało się przyczyną wszystkich naszych problemów.

Na początku Marzena ciągle mówiła mi, że mnie kocha. To było bardzo pochlebne. W końcu byłem przystojnym facetem, a ona moją prawowitą żoną. Tylko że tego nie doceniałem. Popełniłem błąd, którego żałuję przez całe życie.

Naszą sąsiadką była Nadia, przypominająca bohaterkę znanego filmu. Pewnego dnia dziewczyna zaprosiła mnie do siebie i uległem. Myślałem, że żona się nie dowie. Ale ona wracała do domu, kiedy ja wychodziłem zadowolony. Wybuchł ogromny skandal. Żona obrzuciła dziewczynę błotem. Mieszkańcy domu potępiali Nadię, wskazywali na nią palcem, mówili niestosowne słowa.

Marzena nawet powiedziała moim rodzicom. Już mieliśmy się rozwodzić. Ale uratowało nas to, że była w ciąży. Właśnie się o tym dowiedziała i postanowiła dać mi jeszcze jedną szansę. Na zawsze zapamiętałem tę lekcję. Nie oglądałem się już na inne kobiety. Chociaż pokus było wiele, ale wytrzymałem. Potem urodził się nasz syn Darek, a później Kuba. Teraz ma 8 lat, a my po 47.

Nadia była zmuszona wyjechać. Była bardzo mocno prześladowana. Nawet dzieci wskazywały na nią palcem i pisały obraźliwe słowa na ścianach. Minęło bardzo dużo czasu, nawet o niej nie pamiętałem. Aż do jednego przypadku.

Zastałem swoją żonę z sąsiadem, Tolesławem. Mieszkał w tym mieszkaniu, które kiedyś należało do Nadii. Złapałem kochanków w naszej sypialni. Nawet się nie zarumienili. Tolesław powiedział, że od dawna się kochają. Kiedy odszedł, Marzena zaczęła się tłumaczyć, że to ja zacząłem. Zdradziła ze złości i w ogóle dzieci nie są ode mnie. Byłem zaskoczony. A żona kontynuowała. Okazało się, że starszy jest od Saszki, a młodszy od Tolesława. Zdradzała mnie cały czas, bo była pewna, że ja też to robię, bo raz się przyłapałem. Wtedy powiedziałem, że przecież z Marzeną była w ciąży w chwili odkrycia zdrady, dwa miesiące. Wtedy stwierdziła, że co za różnica, kto zaczął.

Odszedłem z domu i długo błąkałem się po ulicach, przetwarzając to, co usłyszałem. Trudno mi było uwierzyć w długotrwałą zdradę żony, bo ciągle mówiła, że mnie kocha. Chociaż widziałem, że dzieci na mnie nie są podobne, ale ona twierdziła, że są podobne do mojej mamy. Ale też wcale na nią nie byli podobni. Czułem się jak głupiec…

Wróciwszy do domu zastałem Marzenę w ciemności. Milcząco patrzyła przez okno. Zaczęła się tłumaczyć, że kłamała, że dzieci są ode mnie. Mówiła tak ze złości. Ale ja już niczemu nie wierzyłem. Przeprowadziłem test na ojcostwo, żadne z dzieci nie było moje.

Zdecydowaliśmy się na rozwód. Dzieciom powiedzieliśmy, że przestaliśmy się kochać. Starsza została ze mną. Nie miała dobrych relacji z matką. Młodsze – z mamą. Było mi bardzo ciężko. Jakby coś we mnie pękło. Uświadomienie sobie, że w moim prawie pięćdziesiątku nie mam biologicznych dzieci i prawdopodobnie już nie będę miał. A wszystkiemu winna jest niewierna żona.

Przez miesiąc tkwiłem w depresji. Pomogło mi przypadkowe spotkanie. Spotkałem Nadię. Opowiedziałem jej wszystko. Na koniec dodałem, że żałuję, iż z nią nie zostałem. A teraz nie mam dzieci i prawdopodobnie już nie będę miał. Wtedy kobieta wyznała, że wyjechała nie z powodu prześladowań, ale dlatego, że była w ciąży. To było moje dziecko, dziewczynka Kira, 22 lata. Zapłakałem. Przekonałem ją, by pokazała mi córkę. Tego wieczoru płakałem ze szczęścia. Kira zaakceptowała mnie. Zaprzyjaźniły się z Marzeną. Gdy Marzena dowiedziała się całej prawdy, nie chciała już więcej kontaktować się z matką. Myślimy z Nadią o tym, by do siebie wrócić i mieć jeszcze dzieci, ona ma 41 lat, czas jest.