Przygotowałam jedzenie na dwa dni, wracam, a lodówka pusta – bo przyszli znajomi córki
Mam na imię Sylwia, jestem mężatką i mam 13-letnią córkę, Kasię. Kasia jest bardzo towarzyską dziewczyną i ma wielu znajomych – zarówno w swoim wieku, jak i starszych oraz młodszych.
W ostatnim czasie zaczęliśmy jednak mieć z tym pewien problem.
Dom pełen gości
Kasia zaczęła zapraszać znajomych do domu, szczególnie teraz, gdy na dworze jest zimno. Początkowo zapraszała jedną koleżankę z sąsiedztwa, którą dobrze znamy. Nie miałam nic przeciwko – we dwie zawsze raźniej.
Z czasem jednak grupa zaczęła się powiększać. Znajomi Kasi siedzieli w jej pokoju, słuchali muzyki, oglądali filmy, a Kasia częstowała ich herbatą i ciastkami. Wszystko wydawało się w porządku… na początku.
Ostatnio jednak wróciłam z pracy i zastałam w kuchni dwoje dzieci, których nigdy wcześniej nie widziałam – chłopca i dziewczynkę w wieku około 13-14 lat.
Obiad zjedzony przez znajomych
Zjedli pilaw, który przygotowałam poprzedniego wieczoru z myślą, że wystarczy nam na dwa dni. Po posiłku po prostu wyszli, a ja zostałam bez obiadu i musiałam od razu zacząć gotować.
Rozmawiałam z Kasią, tłumacząc, że zapraszanie do domu nieznajomych może być niebezpieczne, a jedzenie przeznaczone dla rodziny nie powinno być traktowane jak poczęstunek dla znajomych. Częstowanie herbatą i ciastkami to jedno, ale rodzinny obiad to coś zupełnie innego.
Kasia obraziła się, nazwała mnie skąpą i zamknęła się w swoim pokoju.
Kolejny dzień, ten sam problem
Wieczorem przygotowałam kotlety i ziemniaki, jasno mówiąc, że mają wystarczyć na dwa dni, ponieważ następnego dnia będę wracała późno z pracy i nie będę miała czasu gotować.
Jednak gdy wróciłam następnego dnia, zastałam męża, który smażył ziemniaki. Spojrzał na mnie i powiedział:
„Przyszedłem, a w lodówce znowu nic nie ma. Znajomi Kasi wszystko zjedli.”
Kasia ponownie zamknęła się w pokoju i odmówiła rozmowy.
Co z tym zrobić?
Nie wiem, jak postępować w tej sytuacji. Kasia uważa, że to ja jestem w błędzie, a jej zdanie jest jedynym słusznym. Nie chcę, żeby nasza relacja opierała się na ciągłych konfliktach, ale z drugiej strony nie mogę pozwolić na to, by lodówka była codziennie opróżniana przez obcych nastolatków.
Nie chodzi o to, że jestem skąpa – po prostu pieniądze nie spadają z nieba, a jedzenie kupujemy z trudem zarobionych pieniędzy.
Moja mama twierdzi, że powinnam „dać jej nauczkę”, ale wolałabym porozmawiać z Kasią i wyjaśnić jej, dlaczego to, co robi, jest nie w porządku. Mam jednak wrażenie, że w tym wieku rozmowy nie przynoszą efektu.
Czy to minie?
Nie wiem, czy to kwestia buntu nastolatki, który z czasem się skończy, czy problem jest głębszy. Chciałabym, żeby Kasia zrozumiała, że rodzinny budżet ma swoje granice, a dom to nie restauracja dla znajomych. Może ktoś z was miał podobny problem i zna skuteczny sposób na jego rozwiązanie? Każda rada będzie mile widziana.
