Przyszła do nas teściowa, powiedziała, że była w okolicy i postanowiła wpaść, ale nie uwierzyłam w tę wersję – zbyt dobrze znam tę osobę. Żeby niepotrzebnie się nie denerwować, poczęstowałam mamę męża śniadaniem i powiedziałam, że muszę iść do sklepu. Kiedy wróciłam do domu, teściowej już nie było. Ale mąż siedział jakiś bardzo spięty. – Marto, musimy porozmawiać – mówi. – Usiądź. Usiadłam, a coś mi podpowiadało, że nic dobrego mi teraz nie powie. – Krótko mówiąc, działkę kupujemy dla siebie, ale przepisujemy na moją mamę. To będzie nasz prezent na jej jubileusz – oznajmił mąż

– Marto, mama zaprosiła nas w niedzielę na swoje urodziny. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko – mówi mąż.

Wiedziałam, że teściowa zbliża się do urodzin – tego zapomnieć się nie da, bo już od kilku tygodni mówi o tym, jak i gdzie powinna świętować. Pomysłów było wiele – od skromnego spotkania w jej mieszkaniu po wystawne przyjęcie w najdroższej restauracji w mieście.

Nie wtrącałam się, bo dobrze znam charakter teściowej i wiem, że i tak zrobi po swojemu. Po prostu czekałam na zaproszenie.

– Mama kończy 60 lat, co zamierzasz jej kupić? – pytam męża.

– Jeszcze nie wiem, coś później wymyślimy. Najważniejsze, żeby nie zapomnieć o kwiatach, bo mama nam tego nie daruje – odpowiedział Roman. Ale jakoś dziwnie zaczął unikać mojego wzroku, co mnie zaniepokoiło.

– Dobrze, zamówię piękny bukiet – obiecałam. – To gdzie będzie uroczystość? – pytam.

– A, rzeczywiście, zapomniałem ci powiedzieć, mama zarezerwowała „Rajski Ogród”.

– Co? Przecież to najdroższa restauracja w naszym mieście! – zaczęłam się już denerwować.

– A czy moja mama nie zasługuje? Bardzo możliwe, że tak wystawnego przyjęcia już sobie nie urządzi – stanął w jej obronie mąż.

Nie miałabym nic przeciwko, niech teściowa świętuje, gdzie chce – ale podejrzewam, kto ma za to wszystko zapłacić. Mój mąż jest jej jedynym synem i ona zawsze liczy na to, że to właśnie on pokryje wszystkie większe wydatki.

Z drugiej strony wiedziałam, że i tak do tego dojdzie – czy tego chcę, czy nie – więc postanowiłam odpuścić. Niech będzie, co ma być.

Pieniędzy z mężem mamy, przez ostatnie lata dużo pracowaliśmy i oszczędzaliśmy, bo mamy marzenie – kupić sobie działkę.

Mieszkanie już mamy, ładne, trzypokojowe – to prezent od moich rodziców. W zupełności nam wystarcza. Ale mamy dwoje dzieci i dobrze by im zrobił weekend na świeżym powietrzu. Nam zresztą też – po ciężkim tygodniu pracy chcemy się oderwać od codzienności, więc działka to coś idealnego.

Już sobie wyobrażam, jak sadzę kwiaty, uprawiam warzywa, zioła, owoce i jagody. Wszystko już przygotowałam, nawet nasiona kupiłam. I działkę już znaleźliśmy – pozostało tylko podpisać umowę kupna-sprzedaży. Pieniędzy mamy dokładnie tyle, ile potrzeba, więc nie chciałam, żeby mąż za bardzo szalał z wydatkami na jubileusz swojej mamy.

Nie zdążyłam ochłonąć po tej wiadomości, a już pojawiła się kolejna. Przyszła do nas teściowa, znów powiedziała, że była w pobliżu i wpadła, ale i tym razem jej nie uwierzyłam – za dobrze ją znam.

Żeby nie wywoływać napięć, poczęstowałam ją śniadaniem i powiedziałam, że muszę wyskoczyć do sklepu.

Kiedy wróciłam, teściowej już nie było. Ale mąż wyglądał na bardzo zdenerwowanego.

– Marto, musimy porozmawiać – mówi. – Usiądź.

Usiadłam i od razu poczułam, że nie będzie to dobra rozmowa.

– Mówiąc wprost: działkę kupujemy dla siebie, ale przepiszemy ją na moją mamę. To będzie prezent na jej urodziny – powiedział mąż.

Wytrzeszczyłam na niego oczy i zdecydowanie powiedziałam, że nie ma takiej opcji.

– Nie złość się, to czysta formalność. Na jubileusz mamy przyjedzie wielu znajomych z pracy, krewni ze wsi, kuzynki – i ona chce się przed nimi pokazać, że dzieci dały jej tak wspaniały prezent – tłumaczył mąż.

– I tak jestem przeciwna. Te pieniądze są nasze wspólne i tylko my razem mamy decydować, jak je wydamy – przypomniałam mu.

– Marto, zacznij myśleć! Nie możemy mamie kupić byle czego, a ona sama chce, żebyśmy właśnie tak ją uczcili. Czego się boisz? Działka będzie nasza, mama co najwyżej będzie tam gościem. Teraz zależy jej tylko na tym, żeby dobrze wypaść przed rodziną. Poza tym jestem jej jedynym synem – więc komu, jeśli nie mnie, to wszystko przypadnie? – próbował mnie przekonać mąż, że to nic strasznego.

Ale nie zmieniłam zdania – jestem przeciwna. Po prostu nie rozumiem, jak teściowa mogła w ogóle coś takiego wymyślić? W końcu rodzice męża nic mu nie dali, a moi podarowali nam mieszkanie. A teraz jeszcze my, za własne pieniądze, mamy kupić teściowej działkę?

Moim zdaniem to nie jest normalne. A jakie jest wasze zdanie? I co ja teraz mam zrobić – przecież nie rozwiodę się z mężem przez działkę?