Rano Marta przyjechała do pracy i aż zamarła – telefon i klucze zostawiła w domu. Mąż spał po pracy, ale sąsiadka Anna miała zapasowe klucze. Marta wróciła i zadzwoniła do drzwi Anny. Ta uchyliła je, zostawiając tylko wąską szczelinę. — Marto, oj, mam tu gościa! — Tylko na sekundę, daj mi klucze — powiedziała Marta i spojrzała na podłogę w korytarzu. O Boże! Tam stały domowe kapcie jej męża

— Ojej, Pawle, czemu tak wcześnie wróciłeś z pracy? — zapytała zdezorientowana Marta i przeszła na szept. — Tylko się nie złość, u nas jest Anna, zajrzała na sekundkę, naprawdę.

Paweł zmarszczył brwi, zdjął buty i wszedł do pokoju.

Marta za nim:

— Pawle, no bo jej mama przyszła się wykąpać, one się często kłócą, więc Anna czeka u nas w kuchni, żeby z nią nie wdawać się w sprzeczki. Zrozum ją!

— A ze mną to się niby nie kłóci? — zapytał niezadowolony Paweł. — No, posyłaj ją do domu, jestem głodny. Mam nadzieję, że pozwoliła ci ugotować kolację, czy siedziała obok ciebie i zawracała ci głowę?

— Wszystko w porządku, nie przeszkadzała mi! — zaświergotała Marta, próbując rozweselić męża. — A na kolację masz swoją ulubioną smażoną kiełbaskę z puree i kiszonym ogórkiem.

— Aha, czyli jednak przeszkadzała, skoro wszystko zrobiłaś w pośpiechu! — mruknął Paweł.

— No kochanie, nie obrażaj się! Mój drogi, nie burcz.

— No, idź już do kuchni, wyślij sąsiadkę do domu!

Marta weszła do kuchni i spojrzała na przyjaciółkę z przepraszającym wyrazem twarzy — jakby mówiła: “Wybacz, sama rozumiesz”. Anna wzruszyła ramionami, ciężko westchnęła i powiedziała:

— Dobra, idę, posłucham mamy, jaka to jestem leniwa, jaka niechlujna i tak dalej. Nie obrażam się, wszystko rozumiem, ale czemu on mnie tak nie lubi? Nic złego mu przecież nie zrobiłam.

Marta odprowadziła Annę do drzwi, ale na korytarzu jej spojrzenie skrzyżowało się z Pawłem, więc z dumą powiedziała:

— Cześć, sąsiedzie, bądź zdrów!

— I tobie tego samego! — uśmiechnął się złośliwie Paweł.

„No, Anna to przecież inteligentna kobieta, po co jeszcze bardziej pogarsza sytuację? Mogła przecież przemilczeć, wie, że Paweł, delikatnie mówiąc, nie jest zadowolony z jej wizyty” — pomyślała Marta.

Paweł przebrał się w szlafrok i w milczeniu usiadł do kolacji. Obok niego usadowił się ich sześcioletni syn Michał. Oboje pałaszowali puree ziemniaczane z kiełbaską i kiszonym ogórkiem.

— Pawle, no czemu tak nie lubisz Anny? To nieszczęśliwa kobieta, miała rozwód, zamieniła mieszkanie z mężem, mieszka sama, nie ma dzieci i mieć nie może, komu ona jest potrzebna? Matka ją cały czas beszta, nie ma nikogo bliskiego. Jeszcze nawet rok nie minął, odkąd została naszą sąsiadką, a ty już masz do niej takie nastawienie.

— Już ci mówiłem, denerwuje mnie ta trzpiotka. Nie ma dzieci — czyli na pewno w młodości hulała! Rozwiodła się z mężem — czyli pewnie zdradzała, a on miał tego dość! A to, że się kręci koło ciebie, to mnie najbardziej wkurza! Jeszcze cię ta samotna kobieta sprowadzi na złą drogę! Ja pójdę do pracy, a ty do niej, a potem jeszcze kilku facetów zaprosicie na wspólną zabawę!

— Ależ Pawle! — zdziwiła się Marta. — Przecież ja z pracy od razu odbieram Michała z przedszkola i wracam do domu, kiedy mam z nią chodzić na spotkania? Mam przecież ciebie!

— Nie nazywaj mnie “Pawle”! — krzyknął Paweł i rzucił widelec na talerz z niedojedzoną kiełbasą. — Co ja ci, jakiś gówniarz?

Paweł wyszedł z kuchni, trzaskając głośno drzwiami. Marta drgnęła i spojrzała na Michała. Ten, niewzruszony, kończył jeść ogórka.

— A mnie też nie podoba się ciotka Anna — powiedział Michał.

— Dlaczego? — zapytała Marta.

— Chodzą tu różni, chodzą — odpowiedział syn, naśladując babcię.

„No dobrze, trzeba ograniczyć wizyty Anny albo zapraszać ją tylko wtedy, gdy będę miała pewność na sto procent, że mąż jest w pracy” — pomyślała Marta.

Do samej sąsiadki nie lubiła za bardzo chodzić — Anna rzeczywiście była trochę niechlujna, nieprzyjemnie było patrzeć na kurz i porozrzucane rzeczy, a Marta sama była pedantką.

Poza tym, nie mogła zostawiać Michała samego.

Ale z Anną miały swoje sekrety. Na przykład, Marta zostawiła jej zapasowy klucz do mieszkania — tak na wszelki wypadek, gdyby coś się stało, zawsze dobrze mieć klucze u sąsiadów.

Gdyby Paweł się o tym dowiedział, byłaby wielka awantura.

A sama Anna opowiadała jej czasem, że odwiedza ją pewien żonaty mężczyzna, nieszczęśliwy w swoim małżeństwie. Żony niby nie kocha, ale ma trójkę dzieci — jak miałby je zostawić? Ot, taka nieszczęśliwa miłość! Marta bardzo jej współczuła.

Anna i tak przychodziła do Marty, a Marta lubiła słuchać jej opowieści o romansie, bardziej niż oglądać seriale w telewizji.

W takie wieczory kobiety prosiły Michała, żeby nic nie mówił ojcu o wizytach ciotki Anny, a on, jak prawdziwy mężczyzna, dotrzymywał słowa.

Pewnego razu, podczas kolacji, Marta zdjęła z ramienia męża długie białe włosy, które wyraźnie należały do Anny. Przykleiły się do jego domowego szlafroka. Paweł zareagował gwałtownie:

— Fuj, co to?! — wrzasnął Paweł. — To na pewno od Anny! Była tu dzisiaj?

— No i co z tego? — odpowiedziała desperacko Marta, a w jej oczach pojawiły się łzy. — To moja jedyna przyjaciółka, czy nie mogę z nią porozmawiać? Nie zdradzam cię, nie sprowadzamy tu żadnych facetów, ona czasem wpada, a ja do niej nie chodzę!

— Dobra, idę na nocną zmianę — powiedział Paweł ze złością. — Noc będzie ciężka, dużo pracy, jak wrócę, spać będę, i zabrania się mnie budzić.

Rano Marta odprowadziła Michała do przedszkola, przyjechała do pracy i aż zamarła – telefon i klucze zostawiła w domu. A w telefonie miała wszystkie numery klientów, do których miała dzwonić!

Mąż spał, ale Anna była w domu i miała zapasowe klucze. Marta wróciła i zapukała do drzwi sąsiadki. Ta uchyliła drzwi, zostawiając tylko wąską szczelinę.

— Marto, oj, mam tu gościa!

— Nie będę przeszkadzać, tylko daj mi klucze — odpowiedziała Marta i zerknęła na podłogę w korytarzu przez tę wąską szczelinę.

O Boże, tam stały domowe kapcie Pawła! Marta gwałtownie otworzyła drzwi, odepchnęła Annę i weszła do pokoju. Paweł stał, próbując w pośpiechu założyć swój szlafrok.

— A więc tak wygląda wasze „kłócenie się”?! — powiedziała Marta. — Ukrywaliście romans pod tymi wszystkimi pretensjami! Ależ ja byłam głupia! Więc to ty, Anno, jesteś tą kobietą, której mąż „ma taką a taką żonę”?! A ty, Pawle, to białe włosy, które przykleiły się do twojego szlafroka, to było to twoje „Fuj!”?!

Po tej scenie mąż długo przepraszał, ale Marta wystawiła jego rzeczy na zewnątrz.

— Żebyś mi więcej na oczy nie wchodziła — powiedziała sąsiadce, i ta rzeczywiście unikała jej od tego czasu.

Od tamtej chwili minęły trzy lata. Marta nie utrzymuje kontaktu z sąsiadką, z Pawłem się rozwiodła i tylko czasami pozwala mu spotykać się z Michałem.

Paweł mieszka sam i nie wiadomo, czy nadal spotyka się z Anną. A Marta ma już nowy romans.