Rodzice mojego męża byli typowymi ludźmi z prowincji — prostymi, upartymi i przekonanymi, że wiedzą najlepiej. Nie potrafili nas zrozumieć, gdy pięć lat temu postanowiliśmy przenieść się do Warszawy. A jednak mimo ich sprzeciwu zrobiliśmy to. Wszystko układało się dobrze… dopóki w stolicy nie spotkałam innego mężczyzny.

Pochodzę z małego miasteczka. Kiedy nadszedł czas, wyszłam za mąż — rozsądnie, bez wielkich rozważań. Michał był dobrym, porządnym człowiekiem. Lubiłam go, moi rodzice również. Gdy braliśmy ślub, miałam dwadzieścia dwa lata, on dwadzieścia siedem.

Od tamtej pory minęło sześć lat. Jeszcze niedawno powiedziałabym, że jestem szczęśliwa. Ale los bywa przewrotny. Spotkałam kogoś innego. Nie wdałam się w romans, nie zdradziłam męża — po prostu pokochałam. Tak, pokochałam naprawdę. I dopiero teraz rozumiem, że takiej miłości nigdy wcześniej nie czułam. Co gorsza, to uczucie jest odwzajemnione. On — wolny, ja — mężatka. Nic między nami się nie wydarzyło, ale żyć w takim zawieszeniu już nie potrafię. Chciałabym być z tym, kogo naprawdę kocham.

Czy byłoby prościej po prostu usiąść z mężem i wszystko mu powiedzieć? Może. Ale nie potrafię. Przecież to on zmienił całe swoje życie dla mnie. W naszym miasteczku żyliśmy spokojnie, skromnie, bez pośpiechu. Ale ja zawsze marzyłam o Warszawie — o życiu pełnym barw, o możliwościach, o tym, by coś znaczyć.

Michał nie miał nic przeciwko pracy ani wysiłkowi, ale to ja popychałam nas do przeprowadzki. Moi rodzice przyjęli ten pomysł bez sprzeciwu, ale jego – nie. Uważali, że stolica nas „zepsuje”, że zgubimy się tam wśród obcych. Michał długo próbował im tłumaczyć, że to jego decyzja, choć w rzeczywistości spełniał moje marzenie. W końcu się postawił. I tak, mimo krzyków i wyrzutów, pięć lat temu wyruszyliśmy do Warszawy.

Szybko znaleźliśmy dobrą pracę, zaczęliśmy wynajmować przytulne mieszkanie, na które mogliśmy sobie pozwolić. Michał też się odnalazł — miał nowych kolegów, ja zaprzyjaźniłam się z ludźmi z pracy. Wydawało się, że wszystko jest na właściwym miejscu.

Aż pewnego dnia poznałam w towarzystwie znajomych mężczyznę. Ma na imię Jan. Od pierwszej chwili poczułam coś dziwnego — jakbyśmy znali się od zawsze. Nie wierzyłam w takie rzeczy, a jednak to się stało. I po jego spojrzeniu wiedziałam, że on czuje to samo.

Minęły dwa miesiące. Spotykamy się po kryjomu, bo nie chcemy plotek. Nie dzieje się nic złego — tylko rozmowy, śmiech, spojrzenia. A mimo to mam wyrzuty sumienia. Cały czas o nim myślę, nie potrafię skupić się na niczym innym.

Czuję się rozdarta. Wiem, że Michał nie zasłużył na cierpienie. To człowiek dobry, lojalny. Dla mnie odwrócił się od rodziców, zostawił swoje życie, by zacząć od nowa. Jak mogłabym go teraz zranić? Jak miałby zostać sam, w obcym mieście, gdzie nie ma nikogo poza mną? A jednak nie umiem udawać. Milczenie boli coraz bardziej.

Jan mówi, że mnie kocha, ale decyzja należy do mnie. A ja nie potrafię jej podjąć. Bo nie wiem, co byłoby bardziej uczciwe — zranić jego, czy siebie.

Nikt nie jest winny. Nikt tego nie planował.
A jednak życie czasem prowadzi nas w miejsca, których nigdy nie mieliśmy odwiedzić.