Rok temu popełniłem nieodwracalny błąd – straciłem ukochaną osobę. Na początku było mi łatwo, nie żałowałem rozwodu, myślałem, że życie stanie się lepsze. Ale po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że nie mogę żyć bez byłej żony, brakuje mi jej

Wkrótce zacząłem podejmować próby ponownego zejścia się z ukochaną. Wiedziałem, gdzie pracuje była żona i kiedy wraca do domu.

Wieczorem czekałem na nią przed pracą, a kiedy ją zobaczyłem, próbowałem porozmawiać, ale nawet nie chciała mnie słuchać. Powiedziała, że nie chce mnie widzieć w swoim życiu. Chodzi o to, że nie może mi wybaczyć moich błędów. Kiedy byliśmy rodziną, żona chciała spędzać więcej czasu razem, a ja lubiłem wychodzić z przyjaciółmi.

Oczywiście starała się we wszystkim mnie wspierać i być blisko, ale ja uważałem, że dobra żona właśnie tak powinna się zachowywać. Często wychodziłem do późna, lubiłem pić z przyjaciółmi, zawsze robiłem to, co chciałem i nie słuchałem mojej żony.

Zaczęła mnie męczyć swoimi prośbami. Wskazywała na dzieci, prosiła, żebym zmienił się dla nich. Ale dlaczego miałbym się zmieniać? Co mają do tego dzieci? Rosną sobie i tyle. Chłopcy zajmowali się sztukami walki, córka tańczyła gdzieś. Co takiego niezwykłego miałem im dawać poza pieniędzmi? Przecież wszyscy tak żyją i nikt się nie skarży, co ona sobie wyobrażała?

A potem, bez żadnych ostrzeżeń, odeszła. Bez scen i wyjaśnień. Cicho. Pewnego dnia wróciłem do domu i jej tam nie było. Nawet się ucieszyłem, ale potem wszystko zaczęło się sypać. Zacząłem jakoś degradować. W domu było brudno, a ja nigdy tego nie tolerowałem. Ledwo znalazłem mop. A jedzenie samo nie pojawiało się w lodówce, a półprodukty nigdy mi nie smakowały. Jem tylko świeże.

Cokolwiek bym nie robił, żona nie chce wrócić. Prosiłem dzieci, żeby wpłynęły na mamę, ale nie chcą ze mną rozmawiać. Wszyscy mnie zostawili. A co teraz mam robić?