Sąsiadka zdecydowała żyć na nasz koszt! Przyprowadza do nas dzieci, je nasze produkty

Wojciech i Ewa niedawno przeprowadzili się do nowego mieszkania. I od razu zaczęli zapoznawać się ze wszystkimi sąsiadami na klatce schodowej. Początkowo nie widywali się z żadnym z sąsiadów, ponieważ byli całkowicie zajęci swoimi sprawami i przygotowywaniem się do wyjazdu za granicę.

Ale okazało się, że kwarantanna pokrzyżowała plany młodej rodzinie… zostali w domu, pracowali zdalnie, a świeżym powietrzem oddychali tylko na balkonie.

Pewnego dnia ktoś zadzwonił do drzwi. Ewa otworzyła, a tam była ich wielodzietna sąsiadka, Olga.

– Cześć, Ewa! A nie masz może cebuli?

– Cześć, tak, mam, zaraz przyniosę!

Przyniosła dwie cebule…

– Oj, a więcej nie masz? Przecież rodzina duża, a to tak mało?! – zapytała Olga.

– Będzie… zaraz przyniosę.

Po kilku dniach Olga znów zadzwoniła do sąsiadów. Tym razem potrzebowała mąki do pieczenia chleba. Ewa dała jej mąkę.

Znowu minęło kilka dni.

Ewa poszła wtedy do sklepu po mięso.

– Witam Wojciech! A gdzie jest twoja żona?

– Pojechała do sklepu!

– Przecież wszystko dostarcza wam kurier!

– On źle wybiera mięso, więc żona pojechała po mięso, a przy okazji odwiedzi też rodziców.

– Ja właśnie też myślałam iść do sklepu, ale nie mam z kim zostawić dzieci. Myślałam poprosić Ewę!

– Przecież macie starszą córkę. Nie może ona zaopiekować się dziećmi?

– Ona ciągle w telefonie. A potem śpi do południa! Nie chcę jej niepokoić… Niech śpi.

– Olga, oczywiście wszystko rozumiem. Ale moja żona też pracuje, i nie ma czasu siedzieć z cudzymi dziećmi. Już i tak dajemy wam produkty. A opiekować się waszymi dziećmi po prostu nie mamy czasu! U nas w budynku na dole jest sklep, można tam kupić wszystko, co potrzebne.

– Ale ja jestem matką wielodzietną!

– My was nie zmuszaliśmy do rodzenia. To tylko wasze problemy z mężem, a nie moje i mojej żony.

Od tego czasu kobieta więcej nie wita się z Wojciechem i jego żoną.