Siostra męża przekracza wszystkie dopuszczalne granice
Jestem zamężna. Mój mąż ma trudności z wyznaczaniem osobistych granic. Dokładniej mówiąc, radzi sobie z tym dobrze, gdy chodzi o kogokolwiek innego, oprócz jego młodszej siostry. Siostra mojego męża to jedna z tych kobiet, które “rodzą dla siebie”, “Bóg dał zajączka, da i łąkę”. Ma dwuletnią córkę. Przez cały ten czas próbuje kompensować brak ojca u córki, wykorzystując swojego brata (mojego męża).
Mój mąż odnosi się do siostry i siostrzenicy “bez fanatyzmu”, nie ma między nimi wielkiej miłości. Ale nie potrafi odmówić jej, kiedy kolejny raz prosi o wizytę, aby “przerzucić” dziecko na nas, lub prosi, byśmy z góry zwolnili nasz jedyny wspólny wolny dzień (może się zdarzyć, że mamy różne grafiki) i gdzieś ją zabrać.
Jestem już prawie w stanie szału. Nie mamy jeszcze własnych dzieci, zdecydowaliśmy się poczekać, by najpierw żyć dla siebie. Kocham męża, nie chcę nikogo innego, ale ta sytuacja staje się nieznośna. Ona nie traktuje nas jak brata i jego żonę. Wchodzi do naszego domu jak do swojego rodzinnego. W dowolnym czasie dnia i nocy, w każdy dzień kalendarzowy, powinniśmy cieszyć się z jej przyjścia, rzucić wszystkie nasze sprawy i poświęcić czas jej dziecku, bo jest takie urocze i tak bardzo lubi wujka.
Siostra mojego męża jest przekonana, że jej córka jest dla brata najważniejszą osobą, bo nie ma własnych dzieci. Nie przychodzi jej do głowy, że brat nie ma dzieci, ponieważ zdecydowaliśmy się spędzić kilka lat tylko we dwoje: kochać się, kiedy nam się podoba, podróżować na wakacje, kiedy i dokąd chcemy, stabilnie stanąć na nogach, a dopiero potem stworzyć nowego człowieka, któremu bez problemu poświęcimy cały nasz czas.
Już zaczynam mieć na nią “alergię”. Z moją rodziną nie mam takich relacji, jasno wyznaczam granice dopuszczalności i do mnie przychodzi się z zaproszeniem, a nie kiedy się komuś zachce. Nie mam nic przeciwko pomocy, ale nie każdego wolnego dnia. Jestem młoda, chcę spędzać czas z mężem bez obcych dzieci. Siostrze w domu ciągle nudno, dziecko ją męczy, więc wymyśliła, że nas uszczęśliwi niemal od narodzin dziewczynki. Do swojej matki (teściowej) jeździ co najwyżej raz w miesiącu, bo ta ma swoje życie.
Mówiłam o tym mężowi nie raz. Czasami mnie rozumie, czasami obraża się, że nie mogę go wesprzeć, bo mu szkoda siostry, jest samotną matką, i wtedy wszystko kończy się kłótnią. Dlatego jeszcze bardziej nie lubię jego siostry, bo jedyne kłótnie w naszej rodzinie są z jej powodu. Jeśli nawet grzecznie powiem, że jej obecność nie była w naszych planach, że ten weekend chcemy spędzić tylko we dwoje, poświęcić go sobie, domowi lub zrobić zakupy, to mąż na pewno się obrazi, a siostra udaje, że tego nie rozumie.
Rozumiem, że potrzebuje mężczyzny, ale nie jestem gotowa się nim dzielić. Proszę o radę, jak się od niej uwolnić, nie wdając się przy tym w konflikty z mężem? Jak jej wyjaśnić, że obecność innych dzieci nie jest dla wszystkich mile widziana? Nie planuję mieć dziecka wcześniej niż zakładaliśmy, tylko po to, by odstraszyć siostrę.
