Teraz u mojej przyjaciółki wszystko jest dobrze i przestała się ze mną kontaktować…

Z Aleksandrą przyjaźniłyśmy się od pierwszej klasy. W szkole razem broniłyśmy się przed chłopakami, na studiach pomagałyśmy sobie w bardziej dorosłych sprawach, zawsze dzieliłyśmy się wszystkim – jedzeniem, pieniędzmi.

Po studiach zaczęłyśmy pracować w tej samej firmie, znowu miałyśmy obok siebie kogoś, na kogo można było liczyć.

Wkrótce Aleksandra wyszła za mąż, ale po urodzeniu dziecka rozwiodła się, mówiąc, że nie może znaleźć wspólnego języka z mężem. Wspierałam ją, uważając, że to on był przyczyną rozwodu, a nie ona. Pomagałam jej z dzieckiem, żeby Aleksandra miała czas na spojrzenie wokół siebie.

Potem ja wyszłam za mąż, trochę się od siebie oddaliłyśmy, ale znów zbliżyłyśmy się, gdy Aleksandra przeżywała kolejną trudność – jej drugi mąż miał skłonność do alkoholu. Choć miał wiele pozytywnych cech, to jego dziwne zachowania nasilały się z czasem. Zrozumiałam to, gdy koleżanka przyszła do pracy z grubą warstwą podkładu, aby ukryć siniaki od męża. Musiałam być jej prywatnym psychoterapeutą i pomóc jej się rozwieść. Mąż nie chciał odejść spokojnie, groził jej, aż uspokoił się dopiero po interwencji mojego męża.

Po drugim rozwodzie Aleksandra przeżywała długi okres, w którym mówiła, że “wszyscy mężczyźni to świnie”. Wychowywała syna, pracowała i nie myślała o przyszłości. Ale przyszłość okazała się całkiem dobra.

Do naszej firmy przyszedł nowy zastępca dyrektora generalnego i od razu zwrócił uwagę na Aleksandrę. Pracowała jako starsza ekonomistka. Nie była wyjątkowej urody, ale zastępca wykazał się niezwykłą determinacją. Przekonał Aleksandrę o powadze swoich zamiarów, obdarowując ją wspaniałym pierścionkiem z brylantem i składając propozycję małżeństwa. Był od niej starszy o osiem lat, ale to mu nie przeszkadzało.

Nie zorganizowali hucznego wesela, świętowali ślub w wąskim gronie, a ja, ku mojemu zdziwieniu, nie znalazłam się w tym gronie…

Aleksandra przeprowadziła się do posiadłości swojego męża na przedmieściach. On nalegał, aby rzuciła pracę, mówiąc, że jego żona nie musi pracować. Od tego czasu moja przyjaciółka z dzieciństwa żyje jak pączek w maśle. Żyje dla własnej przyjemności, jej jedynym obowiązkiem jest witanie i żegnanie męża. Domem zajmuje się pokojówka i ogrodnik, gotuje kucharz, pieniędzy mają pod dostatkiem, słowem, Aleksandra wyciągnęła szczęśliwy los i bardzo go ceni. Tak bardzo, że przestała się ze mną kontaktować. W ciągu roku ani razu nie zadzwoniła, na moje telefony odpowiadała zdawkowo, dając do zrozumienia, że nie jest zbyt zadowolona z przypominania sobie o studenckiej stancji…

Nie wiem, dlaczego tak się zmieniła. Może nadmiar i przesyt psują ludzi, ale boję się, że jeśli życie ją przyciśnie, to znów przybiegnie po pomoc i wsparcie. Jednak teraz nie wiem, jak zareaguję.