Tesciowa namawia syna do rozwodu i poślubienia tego, który go urodził. Ale nie mówi, że również jest winna
Anastazja nie może urodzić dziecka – od 15 lat zmaga się ze straszną diagnozą. Nieprzemyślana aborcja w młodym wieku pozbawiła ją możliwości doświadczenia radości macierzyństwa.
W wieku 20 lat wyszła za mąż za Romana. Razem osiągnęli wiele. Wesela nie grali, bo nie było pieniędzy.
Minęło kilka miesięcy po ślubie – Anastazja dowiedziała się, że jest w ciąży. Para zrozumiała, że muszą przerwać ciążę, ponieważ nie będą w stanie teraz zapewnić dziecku odpowiedniego utrzymania. Rodzice nowożeńców również nie byli zachwyceni taką wiadomością. Jeśli matka Nastyi milczała, jej tesciowa otwarcie wyraziła swoje stanowisko:
- Masz całe życie przed sobą, zdążysz. Gdzie teraz jesteś, dziecko? Czy biedni są płodni? Nawet na mnie nie licz!
Nastya dokonała aborcji. Wtedy nie sądziła, że taka decyzja stanie się dla niej fatalnym błędem. Seria badań nie przyniosła rezultatów, podobnie jak kosztowne leczenie.
- Mam czterdzieści lat. Moje przyjaciółki już są babcią. Co powinnam zrobić?
Roman prosił żonę, aby nie rozpaczała i wierzyła w cud. Ogólnie rzecz biorąc, zaczęli rozważać macierzyństwo zastępcze i adopcję. Pierwsza opcja była im bliższa.
- Więc co to za bzdury? Inna kobieta urodzi moją wnuczkę! W młodości trzeba było odwrócić głowę, aby teraz nie płakać. Mój syn musi znaleźć nową żonę, która urodzi jego własne dziecko! – tesciowa zaczęła być oburzona.
Dobrze, że para nikogo nie posłuchała. Sami podjęli decyzję i już podpisali umowę z kliniką.
- Przykro mi to słyszeć. To oczywiście moja wina, ale ona też nalegała na aborcję. Gdyby mnie wtedy wspierała, uspokajała, urodziłabym. Czekałam na wsparcie i zrozumienie. Ale niestety Anastazja płakała.
Decyzja została podjęta. A to, czy babcia będzie blisko wnuka, czy nie, jest jej wyborem. Nikt się nie narzuca.
