W sobotę umówiłam się z mamą, że pojedziemy do sklepu po materiały budowlane. Ale rano zadzwoniła do mnie przyjaciółka i poprosiła, żebym do niej podjechała i po drodze kupiła kilka rzeczy spożywczych. Została sama w domu z dzieckiem, a jej mama nie chciała przyjechać, żeby pomóc
— Na ten weekend miałam pełno planów. W sobotę z mamą miałyśmy jechać do marketu — wybierać rzeczy do remontu — opowiadała dziewczyna koleżance, stojąc w kolejce. — Już byłam gotowa wyjść, kiedy dzwoni Oksanka, cała roztrzęsiona. Pyta, czy mogłabym jej pomóc: trzeba pójść do sklepu, kupić jedzenie i pieluchy dla dziecka, a ona nie może wyjść, bo synek się rozchorował.
— Ona ma jeszcze takie maleńkie dziecko, prawda?
— Tak, niedługo skończy rok. Jest z nim sama w domu, nie bardzo ma jak wyjść. Musiałam więc zrobić niezłe kółko — najpierw do niej, potem wracać do mamy.
— Niezły numer. Czyli rzuciłaś swoje sprawy i jeździłaś w te i z powrotem tylko po to, żeby zrobić jej zakupy?
— Wyszło na to, że tak. Zeszły mi na tym prawie dwie godziny. Kupiłam wszystko, o co prosiła, zaniosłam aż do mieszkania. Oczywiście była mi bardzo wdzięczna.
— A mama w tym czasie czekała na ciebie pod sklepem?
— Nie, zadzwoniłam do niej, jeszcze nawet nie wyszła z domu. Przełożyłyśmy spotkanie, nic się nie stało. Sklepy budowlane są otwarte do późna. A tu jednak małe dziecko i przyjaciółka, która nie może wyjść.
— Zadziwiają mnie takie osoby jak ta twoja Oksanka. Ja bym nawet nie wpadła na pomysł, żeby w takiej sytuacji dzwonić do koleżanki i prosić ją, żeby wszystko rzuciła i przyjechała do mnie, tylko po to, by iść do sklepu. Przecież ona nie jest samotną matką. Ma męża, ojca dziecka! Czemu nie zadzwoniła do niego?
— No wiesz, mąż był w pracy, w weekendy też pracuje. U nich wzięcie wolnego graniczy z cudem, jak w wielu miejscach. Co miałby powiedzieć szefowi? Że dziecko chore, a żona nie może wyjść z domu? Kto by to na serio potraktował?
— A jej rodzice? Gdzie są rodzice Oksanki?
— Matka jest na emeryturze, ale wiesz jaka… nowoczesna babcia. Spotkania z koleżankami, sauna, teatr — wnuk kompletnie nie mieści się w jej napiętym grafiku. Mówi: „Ciebie wychowałam, nikomu już nic nie muszę. Teraz chcę pożyć dla siebie. Swoje dziecko wychowuj sama”.
— Ale w takiej sytuacji chyba można było zrobić wyjątek?
— Nie, tam nie było żadnej opcji. Zadzwoniła do matki, a ta odpowiedziała, że sklep jest dwie ulice dalej, niech cieplej ubierze dziecko i pójdzie sama — nic strasznego się nie stanie, jeśli wyjdzie na chwilę. W końcu, jak stwierdziła, wszystkim dzieci chorują i nikt nie robi z tego tragedii. A poza tym nie każdy ma kogoś, kto pójdzie za niego do sklepu.
— W pewnym sensie jej matka ma rację. Też tak uważam. Życie bywa różne.
— Daj spokój! Ja uważam, że trzeba sobie pomagać. To żaden wyczyn — pójść do sklepu. To, że rodzina nie chce pomóc, to ich sprawa. Do mnie zwrócono się z prośbą — więc pomogłam.
