W zeszłą niedzielę od rana obudził nas dzwonek do drzwi. Na progu stała moja teściowa Halina z córeczką Piotra z poprzedniego małżeństwa. Nawet nie czekając na zaproszenie, weszła do mieszkania i oznajmiła, że musi pilnie gdzieś wyskoczyć, więc zostawia nam dziewczynkę na godzinę. Już jestem zmęczona jej ciągłymi wpadkami, ale co tu poradzić — nie mam pomysłu

Jestem drugą żoną mojego męża. Siedem lat temu Piotr ożenił się po raz pierwszy, bo jego ówczesna partnerka była w ciąży. Jak opowiadał później, rodzice nalegali – „są plotki, nie wypada czekać, bierz, póki nie urosło”. On sam nie kochał tej kobiety; pobrali się chyba bardziej z rozsądku i z potrzeby „uprania sprawy”.
Kiedy przyszła na świat ich córka, Piotr przebywał za granicą na zarobku i – gdy w końcu wrócił i wziął ją na ręce – nic szczególnego nie poczuł. Zamiast tego rzucił się w pracę, ciągle wyjeżdżał, formalnie był mężem, ale w praktyce uciekał. Przez te lata dawał rodzinie pieniądze, ale emocjonalnie był daleko.

Po czterech latach ta żona zdradziła. Gdy Piotr dowiedział się od znajomych, uznał, że to okazja, żeby odejść — w końcu i tak nie potrafił jej pokochać. Rozwiódł się, zabrał swoje rzeczy i odszedł. Alimenty zaczął płacić od razu. Natomiast jego matka, Halina, bardzo pokochała swoją wnuczkę i często ją odwiedzała.

Dwa lata temu poznaliśmy się z Piotrem, zamieszkaliśmy razem i potem w końcu wzięliśmy ślub. Nie mamy jeszcze własnych dzieci — chcemy najpierw ułożyć sobie życie we dwoje. Z Haliną relacje były na poziomie poprawnym, ale irytowały mnie jej nieustanne rozmowy o córce byłej żony: „Wy przecież powinniście częściej opiekować się małą, ty jesteś kobietą, może nauczysz Piotra kochać jego córkę?”. Mówię jej: nie ma takiego szczepienia, które wbiłoby w kogoś miłość do czyjegoś dziecka. On jest obojętny, co tu robić?

Ostatnio teściowa wręcz się ośmieliła: przyprowadza dziewczynkę do nas i znika na godzinę albo dwie „bo coś musi załatwić!”. I tak było w tę niedzielę — obudził nas dzwonek, Halina wlazła bez ceregieli, zostawiła dziecko i poszła. Siedziałam z dziewczynką, zabawiałam ją, bo mój mąż nawet nie wyszedł z pokoju.

Nie mam pretensji do Piotra, że jest obojętny wobec tej dziewczynki — to jego uczucia i jego historia. W tym czasie on woli uciec w komputerowe gry, a córka ma do niego zerowy pociąg. Dzwoniłam do teściowej, prosiłam, żeby przyszła szybciej, bo ja nie jestem nianią na żądanie — mam własne sprawy. Halina przychodzi i z kpiącym tonem pyta: „No i tato się pobawił z córeczką?”. Otóż nie. Tłumaczę jej, że zmuszanie dziecka do „włączenia się” w naszą rodzinę nic nie zmieni — po latach obojętności między tymi dwoma nic nagle nie zaiskrzy.

Czasami teściowa sugeruje, że to moja wina — gdybym była „bardziej stanowcza i bystra”, to może ojciec przywiązałby się do córki. Ale dlaczego to ja mam naprawiać relacje sprzed lat, których nie stworzyłam? Przecież to on był wtedy ojcem, a nie ja. Kiedy zaszłam w ciążę za pierwszym razem (to nie o mnie tu), nikt mnie nie „gonił” — teraz z kolei mam swoje plany i marzenia.

Co mnie najbardziej męczy, to to, że Halina nagminnie wprowadza do naszego domu cudze dziecko bez pytania. Jak mam to powstrzymać? Jak grzecznie, ale zdecydowanie dać do zrozumienia, że nie chcę być zastępczą nianią na telefon? Jak sprawić, by teściowa przestała traktować nas jak „wolny hotel”, gdzie można zostawić wnuczkę, kiedy jej pasuje?

Proszę o radę: jak postawić granice, nie raniąc przy tym relacji z mężem i teściową, ale też nie zgodzić się na takie zachowanie?