Wczoraj miałam urodziny, a moje dzieci po prostu o nich zapomniały. Czekałam cały dzień, trzymając telefon w dłoni, ale ani syn, ani synowa nawet nie wspomnieli. Pewnie jestem im potrzebna tylko wtedy, gdy daję pieniądze. A kiedy niczego ode mnie nie oczekują — tak jakby mnie w ich życiu w ogóle nie było

– To kim trzeba być, żeby nie złożyć życzeń własnej matce! W zeszłym roku, chociaż późnym wieczorem, ale jednak sobie przypomnieli! – mówi z żalem emerytka pani Helena Nowak. – Syn zadzwonił, włączył głośnik i razem z żoną złożyli mi życzenia: „Mamo, wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia!”. Wysłuchałam, a potem nie wytrzymałam i mówię: „A nie mogliście zadzwonić wcześniej?”. Zaczęli się tłumaczyć, że dopiero wrócili z pracy i wcześniej nie mieli kiedy porozmawiać.

Ale w tym roku – nic. Ani telefonu, ani wiadomości. Wczoraj były moje urodziny, a dzieci zupełnie o nich zapomniały. Czekałam cały dzień! A oni nawet się nie odezwali.

Najbardziej boli, że zadzwoniły obce osoby – koleżanka z dawnych lat, z którą nie widziałam się chyba z dwadzieścia lat, przyjaciółka z młodości, a nawet sąsiadka przyszła z pudełkiem cukierków. Obca kobieta, a jednak pamiętała! Zdarzyło się, że kilka razy zajmowałam się jej dzieckiem, nie biorąc ani złotówki – i ona do dziś jest wdzięczna. A moje dzieci? Nic.

Syn pani Heleny, Paweł, ożenił się pięć lat temu. Mieszka z żoną po drugiej stronie miasta, spłacają kredyt hipoteczny. Na wkład własny pieniądze dała im właśnie matka. Pomogła też kupić lodówkę i pralkę, oddała swoją szafę i kanapę, a nawet garnki i krzesła.

– Trzeba było dzieciom pomóc. I tak wydali fortunę na remont – tłumaczy pani Helena. – Nie chciałam, żeby brali kolejny kredyt, wystarczy jeden.

Z synową ma poprawne, ale chłodne relacje. Dzwoni głównie do syna, i to niezbyt często – nie chce im się narzucać.

– Oboje dużo pracują – opowiada. – Dzieci nie mają i nie chcą, a kiedy o to pytam, od razu zmieniają temat. Już przestałam pytać. Ale jaka to rodzina bez dzieci?

Teraz pani Helena naprawdę się na nich obraziła. – Nie spodziewałam się prezentów ani fanfar. Wystarczyłby telefon, jedno „mamo, wszystkiego najlepszego”. Ale widocznie jestem im potrzebna tylko wtedy, gdy coś daję.

– Pani Heleno, dzieci pewnie zapracowane. Zdarza się. Nie ma co wyciągać pochopnych wniosków – mówią znajomi. – Jeszcze zadzwonią z przeprosinami.

– Ale o swoich urodzinach nigdy nie zapominają! – odpowiada. – Ciekawe, co by było, gdyby syn nie złożył życzeń żonie! Nie, ja naprawdę mam żal. Tego się słowami nie da opisać.

I rzeczywiście, następnego dnia dzieci zadzwoniły. Przyznali się szczerze – zapracowali się i po prostu zapomnieli. Mieli trudny dzień. Ale ja nie potrafię tego zrozumieć – mówi pani Helena. – Jak można zapomnieć o dniu, w którym urodziła cię własna matka? Przecież my, starsi, nie potrzebujemy już wiele – tylko trochę uwagi i ciepła.

Ale jak to wytłumaczyć dzisiejszym dzieciom?