Wczoraj mój mąż kupił nową lodówkę. Powiedział, że od teraz nasze jedzenie będzie w niej trzymane osobno – z dala od produktów mamy i babci. I ja naprawdę nie wiem, co mam robić. Jak mogę jeść droższą wędlinę czy ser, kiedy moja mama i babcia mają na obiad tylko postny barszcz? Mama pozwoliła nam zamieszkać w swoim mieszkaniu, a mój mąż chce się od niej „odgrodzić”
Paweł urodził się i wychował na wsi. Do miasta przyjechał najpierw na studia, a potem został, gdy znalazł tu pracę. Poznaliśmy się właśnie w pracy. Po ślubie zamieszkaliśmy u mnie. W trzypokojowym mieszkaniu – w jednym pokoju my, w drugim mama, a w trzecim babcia. Na początku wszystko układało się dobrze.
Z czasem jednak okazało się, że Paweł lubi zaglądać do kieliszka. Wielokrotnie mówiłam mu, że to mi się nie podoba, a on obiecywał, że się opamięta. Niestety po narodzinach dziecka sytuacja tylko się pogorszyła, bo zaczęło nam brakować pieniędzy.
Jestem teraz na urlopie macierzyńskim, a zasiłek jest niewielki. Do domu nie przynoszę już wypłaty. Żyjemy z pensji męża oraz z emerytur mojej mamy i babci. Nasz budżet jest wspólny — wszystko, co mamy, idzie do jednego garnka.
Paweł z natury jest człowiekiem oszczędnym, ale ostatnio stał się wręcz nie do zniesienia. Zaczął wymagać, żebyśmy z mamą rozliczały się z każdej złotówki. Mnie jeszcze jakoś wierzy, ale do mojej mamy ma wyraźną niechęć — zupełnie bez powodu. Jest przekonany, że mama kradnie pieniądze z naszego wspólnego budżetu i chowa je przy każdym wyjściu do sklepu.
Tymczasem mama nie ma wcale tak niskiej emerytury. Całą oddaje na czynsz i zakupy spożywcze, środki czystości, czasem coś dla dziecka. Dla siebie nie zostawia praktycznie nic. Ubrania kupuje bardzo rzadko. Nie mogę więc powiedzieć, że żyje na utrzymaniu mojego męża – to po prostu nieprawda.
Babcia ma naprawdę małą emeryturę. Stara się ją odkładać na czarną godzinę, żeby w razie czegośmy mieli jakiś zapas. Ale prawda jest taka, że co miesiąc brakuje nam pieniędzy i wtedy pożyczamy od niej, a potem oddajemy. Babcia je niewiele, jest bardzo oszczędna, więc też nie można powiedzieć, że żyje na koszt Pawła. Wydaje się, że odkłada swoje pieniądze, a jednak to właśnie one nieraz ratują nasz domowy budżet.
Zaczęłam zbierać paragony ze sklepów i co miesiąc pokazywałam mężowi, na co dokładnie idą pieniądze. Myślałam, że w końcu zrozumie, że wszystko jest uczciwie, i się uspokoi. Ale nie. Po kolejnej kłótni postawił mi ultimatum: od teraz będziemy mieć osobny budżet, niezależny od mojej mamy i babci. On sam będzie chodził do sklepu i sam będzie płacił nasz „udział” w rachunkach.
Byłam oburzona. Uważam, że to ogromna przykrość wobec moich najbliższych. Mama, mimo że mało ma, nigdy nie żałowała nam jedzenia. I to przecież dzięki niej mamy dach nad głową — przyjęła nas do swojego mieszkania, żebyśmy nie musieli płacić za wynajem. A Paweł tego w ogóle nie docenia.
Jeszcze miałam nadzieję, że się opamięta, ale wczoraj kupił nową lodówkę. Powiedział, że nasze produkty będą w niej, oddzielnie od reszty. I ja już naprawdę nie wiem, co robić. Jak mam jeść drogi ser i kiełbasę, kiedy moja mama i babcia mają tylko talerz skromnego barszczu? To przecież nie po ludzku…
