Wczoraj obchodziłam swoje urodziny – i nikt z mojej rodziny nawet nie zadzwonił, by mi złożyć życzenia. Przeczuwam, że na mój ślub mama i siostry też nie przyjdą. Tak właśnie odpłacili mi za wszystko, co przez te wszystkie lata dla nich robiłam
Mam 26 lat. Pochodzę z niezamożnej rodziny – było nas troje dzieci, a ja jestem najstarsza. Mieszkaliśmy w małym, dwupokojowym mieszkaniu. Od zawsze wiedziałam, że nie mogę liczyć na żadne „wiano” czy pomoc – wszystko, co będę miała, muszę zdobyć sama.
Po maturze dostałam się na studia, a dziś mam dobrą, dobrze płatną pracę. Od kilku lat mieszkam na wynajmie, ale mimo to wciąż wspieram finansowo rodziców i dwie młodsze siostry, które nadal studiują. To ja kupuję im ubrania, telefony, płacę za różne rzeczy. Może to syndrom starszej siostry — po prostu nie potrafię odmówić, kiedy rodzina o coś prosi.
Poza tym przez wiele lat opiekowałam się też ciotką — siostrą mojej mamy. Była ciężko chora, prawie nie wychodziła z domu, a jej charakter… delikatnie mówiąc — trudny. Nikt inny z rodziny nawet nie chciał do niej zaglądać. Tylko ja przynosiłam jej zakupy i zaglądałam do niej, bo mieszkała niedaleko mojego mieszkania.
Kilka miesięcy temu ciocia zmarła. I okazało się, że w testamencie zapisała mi swoje dwupokojowe mieszkanie. Testament był sporządzony tylko na mnie — ale moje siostry się z tym nie zgodziły i zaczęły domagać się swojej „części”. Po raz pierwszy w życiu postanowiłam się im nie podporządkować. Ciocia zapisała mieszkanie właśnie mnie, bo to ja byłam jedyną osobą, która się nią zajmowała, gdy wszyscy inni odwrócili się plecami.
Nie spodziewałam się po niej niczego, naprawdę. Chodziłam do niej z serca, nie dla spadku. Ale skoro tak zdecydowała, nie mam zamiaru z tego rezygnować. Gdy moje siostry dowiedziały się o testamencie, wpadły w złość i zaczęły żądać „sprawiedliwości”.
Mama stanęła po ich stronie. Powiedziała, że moim obowiązkiem jest podzielić się mieszkaniem. Siostry chcą, żebym je sprzedała i podzieliła pieniądze na trzy części. Bo one przyzwyczaiły się, że zawsze wszystko dzielę po równo, czasem nawet oddaję im to, co lepsze. Ale tym razem powiedziałam „nie”.
Mam inne plany — chcę w tym mieszkaniu zrobić remont i się wprowadzić. Wkrótce wychodzę za mąż, a mój narzeczony też nie ma jeszcze własnego lokum. To mieszkanie bardzo nam się przyda – łatwiej zaczynać życie i myśleć o dzieciach, mając własny dach nad głową, niż w wynajmowanym kącie.
Siostry powtarzają, że jesteśmy rodziną i powinniśmy się wspierać. Ale to ja płaciłam opiekunce ciotki. To ja kupowałam jej jedzenie, leki i środki czystości. One nie zrobiły nic. Dlaczego więc mają korzystać z czegoś, na co nie zapracowały?
Od miesięcy słyszę, że jestem bezduszna, chciwa i że „rodzina jest ważniejsza od mieszkania”. Ale ja nie zmienię zdania. Tylko boli mnie, że mama i siostry przestały się do mnie odzywać. Powiedziały nawet, że na mój ślub nie przyjdą — bo, jak stwierdziły, „zamieniłam rodzinę na mieszkanie”.
Wczoraj miałam urodziny. Nikt nie zadzwonił, nikt nie złożył życzeń. I coś mi mówi, że na ślubie też ich nie zobaczę. Tak właśnie rodzina podziękowała mi za wszystkie lata dobra, które im dawałam.