Wychowuję wnuczkę sama i już sobie nie radzę. Boję się, że zejdzie na złą drogę i trafi do domu dziecka

Mój syn przeżył w małżeństwie 2 lata. W tym czasie zdążyło urodzić się dziecko, które po rozwodzie jego żona zabrała ze sobą. Wnuczka miała wtedy rok.

Rozwód był trudny – zdradzała mojego syna we własnym domu.

On ją puścił wolno, ale codziennie przychodził do córki. A ona w tym czasie biegała na randki.

To on kupował jej prezenty, ubrania, zabierał do parku i przychodni, ale była synowa i tak pozwała go o alimenty. Twierdziła, że nie pracuje i trudno jej utrzymać dziecko. Jednak wydaje mi się, że te pieniądze były jej potrzebne na spotkania z kochankiem.

Pewnego razu, w weekend, oddała nam wnuczkę, mówiąc, że odbierze ją w poniedziałek. Ale nie przyszła ani w poniedziałek, ani we wtorek.

Syn dzwonił do niej, pytał, gdzie jest i kiedy przyjedzie, ale telefon milczał. Po tygodniu sama się odezwała – zadzwoniła i powiedziała, że znalazła pracę jako kucharka w kawiarni i jej zmiany będą trwały do 1 w nocy. Poprosiła, żeby dziewczynka na razie mieszkała z nami, dopóki nie znajdzie lepszej pracy.

Minęły dwa miesiące. Wnuczka mieszkała ze mną i synem, a matka czasem dzwoniła i przyjeżdżała ją odwiedzić.

Ale alimenty nadal dostawała – i nie dawała dziecku ani grosza. Jak absurdalnie by to nie brzmiało, mój syn dalej płacił. Powiedział mi, że nie chce, by wnuczkę wychowywali ojczymowie, którzy ciągle się zmieniają.

Bał się iść do sądu, by oficjalnie ustalić miejsce zamieszkania dziecka, bo wiedział, że sąd zawsze staje po stronie matki.

Wtedy go poparłam – niech będzie, jak postanowił…

Minęło ponad 10 lat. Przez cały ten czas to ja wychowuję wnuczkę. Tak zwana matka rzadko dzwoni, jeszcze rzadziej się pojawia. Wnuczka w ogóle nie jest z nią związana. I nie ma w tym nic dziwnego – przecież nawet jej dobrze nie zna.

Z synem też zaczęły się problemy – zaczął pić. W pracy jeszcze się trzyma, ale nie wiem, jak długo to potrwa. Córką już dawno przestał się zajmować, nie poświęca jej ani czasu, ani uwagi.

Od czasu do czasu próbuje ułożyć sobie życie, dwa razy wyprowadzał się do kobiety, ale nic z tego nie wyszło.

Jaki jest teraz problem? Wnuczka rośnie, wydatki się zwiększają, a mnie coraz trudniej nas utrzymać. Przeszłam już na emeryturę, mam orzeczenie o niepełnosprawności i duże wydatki na leki.

Część pensji syna idzie na alimenty, część po prostu przepija – zostają grosze. Próbowałam rozmawiać z byłą synową, żeby oddawała alimenty dziecku, ale ona daje mi do zrozumienia, że taki układ jej nie odpowiada. Mówi, że wtedy zabierze córkę do siebie. Nie mogę na to pozwolić, więc muszę się wycofać.

Ale to nie jedyny problem. Wychowawczyni skarży się, że wnuczka czasem opuszcza lekcje, straciła motywację do nauki, kłóci się z nauczycielami…

Już kilka razy wyczułam od niej zapach papierosów. Rozmowy na razie nie przynoszą efektu. Boję się, że w tym wieku może zrobić jakieś głupstwo.

Nie dostanę oficjalnej opieki nad dzieckiem z powodu mojego wieku i niepełnosprawności, nawet gdyby odebrano rodzicom prawa rodzicielskie. Jeśli zacznę ten proces, boję się, że wnuczka trafi do domu dziecka – a wtedy straci wszelkie szanse na normalne życie. A na to nie mogę pozwolić.

Co robić, jak postąpić w tej sytuacji? Czasem brakuje pieniędzy nawet na jedzenie, radzę sobie, jak mogę. A wnuczka tego nie rozumie – złości się i domaga się nowego telefonu, modnych dżinsów, markowych butów…