Wyszłam za mąż bardzo młodo – miałam zaledwie 17 lat. Mój mąż, Marek, był ode mnie starszy o pięć lat. Już wtedy dobrze zarabiał, a dla mnie to były zawrotne pieniądze. Zamieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu, które udostępniła nam jego mama. Muszę przyznać, że teściowa od samego początku traktowała mnie jak własną córkę – czegoś takiego nawet się nie spodziewałam
Pół roku po ślubie urodził się nasz syn, a dwa lata później na świat przyszła córka. Było mi bardzo ciężko ogarnąć wszystko sama – gdyby nie teściowa, nie wiem, jak bym sobie poradziła. Marek spędzał mnóstwo czasu w pracy, a ja całkowicie poświęciłam się dzieciom i domowi. Dbałam o to, żeby w domu zawsze było czysto i pachniało domowym jedzeniem.
Kiedy dzieci podrosły, podjęłam pracę jako pomoc w przedszkolu. Pensja była skromna, ale cieszyłam się, że wnoszę coś do naszego budżetu. Dziwnie było mi kupić coś dla siebie – zawsze wolałam wybrać nową zabawkę dla dzieci niż sukienkę dla siebie. Chętnie przyjmowałam używane ubrania od siostry Marka i uważałam, że oszczędzam w ten sposób dla rodziny. O kosmetykach czy salonach piękności nawet nie myślałam.
Aż któregoś dnia dowiedziałam się, że Marek mnie zdradza. Oznajmił mi, że chce rozwodu i zapowiedział, że podzieli mieszkanie – ja miałabym dostać kawalerkę. Wylałam wtedy morze łez – tylko Bóg wie, jak bardzo to bolało.
Ale moja teściowa postanowiła działać. Pewnego dnia przyszła do mnie, wzięła mnie za rękę i powiedziała stanowczo: „Idziemy na zakupy”. Na początku było mi trudno – nigdy wcześniej nie myślałam o sobie. Ale kupiłyśmy kilka nowych ubrań, kosmetyki, a ona umówiła mnie też do fryzjera i kosmetyczki. Kiedy spojrzałam w lustro, po raz pierwszy od lat… spodobałam się sobie.
Marek był w szoku, gdy zobaczył, jak bardzo się zmieniłam. Zaczął znów zwracać na mnie uwagę, komplementować mnie… Miałam wrażenie, że zakochał się we mnie na nowo. Nasze małżeństwo udało się uratować – i to wszystko dzięki mojej teściowej. Gdyby nie ona, zostałabym sama. Będę jej za to wdzięczna do końca życia.