Wyszłam za mąż za Bartka, a potem… zakochałam się w jego ojcu. Mój teść ma trochę ponad czterdzieści lat i nie wiem, co mam teraz z tym zrobić. Myślę o rozwodzie

Z Bartkiem jesteśmy małżeństwem od dwóch lat. Wzięliśmy mieszkanie na kredyt i dopóki go spłacamy, mieszkamy u moich rodziców. Oszczędzamy — jak to mówią, trzeba zacisnąć pasa.

Wcześniej mieszkaliśmy u teściów. Ale to ja nalegałam na przeprowadzkę do moich rodziców. Tam zostaliśmy przyjęci bardzo ciepło. Teściowa to silna kobieta, rządzi w domu twardą ręką. Wszystko pod jej kontrolą. Ale rozumiem — trzeba się dostosować. Nie wiem, jaka ja sama będę kiedyś jako teściowa, ale wiem jedno: nie zniosłabym, gdyby ktoś próbował wprowadzać swoje porządki w moim domu.

Wyprowadziliśmy się, bo nie mogłam już dłużej patrzeć na mojego teścia. Zakochałam się. W tym spokojnym, dojrzałym, dobrym mężczyźnie. Było mi przy nim bezpiecznie. Wiem, że to niedopuszczalne, ale serca nie da się oszukać.

On chyba wszystko zrozumiał. Nie zatrzymywał nas. Teściowa się złościła, obrażała, ale ja zasłoniłam się nową pracą — dosłownie dwa kroki od rodziców. A mój mąż? On niczego nie zauważył. W ogóle jest mało spostrzegawczy. Kiedyś mnie to w nim ujmowało — taki spokojny, ułożony, pracowity. Ale teraz… irytuje. Nie ma własnego zdania, we wszystkim pyta się mamy albo mnie.

Teść zajął się mną od razu — pomagał, próbował godzić nas z Bartkiem. Nigdy nie traktowałam go jak ojca. On ma nieco ponad czterdzieści lat, ja dwadzieścia trzy. Teściowie pobrali się bardzo młodo — bo pojawił się mój mąż. Żyją razem z przyzwyczajenia, ale każdy prowadzi swoje życie. To nie wymówka, tylko obserwacja.

Z teściem od początku mieliśmy świetny kontakt. Mamy podobne poczucie humoru, wspólne zainteresowania. Lubimy razem gotować — może to drobiazg, ale buduje bliskość. To my dwoje w rodzinie jeździmy samochodem. Ojciec nauczył mnie prowadzić i oddał mi swoją starą Toyotę, gdy tylko zdałam prawo jazdy.

Zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Wtedy on wyjechał za granicę do pracy — rzekomo, by pomóc nam szybciej spłacić kredyt. A ja wiem, że uciekał przed uczuciami. A ja… ja się zakochałam. Tak naprawdę. Pierwszy raz w życiu.

Bartek niczego nie zauważał. Jemu nawet pasowało, że mu nie zawracam głowy. Całe dnie siedział przy komputerze.

Kiedy teść wrócił do Polski, przypadkiem się spotkaliśmy. I wszystko wróciło. Uczucia nie wygasły. Nie mam z kim o tym porozmawiać. Z mamą? Niemożliwe. Z przyjaciółkami? Boję się, że mnie ocenią.

Zostałam sama z tym ciężarem. Wiem jedno: kiedyś się z Bartkiem rozstanę. To już postanowione. Bo teraz wiem, czym jest miłość. Ale nie do niego.

Co mam robić? Wyrzucić z głowy ojca mojego męża się nie da. Ale tak, jak jest teraz — żyć też nie chcę. Utknęłam w martwym punkcie. Pragnę być szczęśliwa z kimś, kogo naprawdę kocham. Ale wiem, że to nierealne. Sama wpędziłam się w ślepy zaułek i nie mam pojęcia, jak się z niego wydostać.