Zabroniłam mamie przychodzić w odwiedziny, bo swoim zachowaniem poróżnia nasze dzieci z mężem

Od niedawna moja mama ma zakaz wstępu do naszego domu. Powód jest prosty – nie mogła zaakceptować dziecka mojego męża z pierwszego małżeństwa i przynosiła prezenty wyłącznie mojemu synowi, jeszcze zachęcając go, żeby się nimi nie dzielił. Potem między dziećmi zaczynały się kłótnie.

Dla mnie i męża to drugie małżeństwo, każde z nas ma syna. Rozwiodłam się z moim pierwszym mężem, a jego żona zmarła. Do małżeństwa podchodziliśmy ostrożnie, ponieważ musieliśmy zrozumieć, czy jesteśmy w stanie w pełni zaakceptować dzieci drugiej osoby i jak dzieci nas zaakceptują.

Mieszkaliśmy razem przez trzy lata, zanim zdecydowaliśmy się wziąć ślub. Do tego czasu byliśmy już pewni, że dzieci dobrze się ze sobą dogadują, i że nie mamy większych rozbieżności w kwestii ich wychowania. Małe kłótnie się zdarzały, to normalne, ale w której rodzinie ich nie ma?

Teściowa normalnie przyjęła to, że syn ożenił się z kobietą z dzieckiem. Nawet ją to zadowalało, bo miałam już doświadczenie w opiece nad dziećmi. Do mojego syna również podchodziła dobrze. Zawsze dawała prezenty na święta, przynosiła obojgu chłopcom jednakowe podarki, żeby nie było kłótni i zachowywała się adekwatnie od samego początku. Po mojej pierwszej teściowej, która ignorowała własnego wnuka, to było dla mnie jak cud.

Ale dla równowagi z rozsądkiem teściowej jest pełne przeciwieństwo mojej mamy. Była nie tylko przeciwna mojemu drugiemu małżeństwu, ale też na wszelkie możliwe sposoby demonstrowała, że ma tylko jednego wnuka.

Co ciekawe, takie ataki nie zdarzały się, gdy tylko mieszkaliśmy razem z mężem. Widocznie pieczątka w paszporcie uruchomiła w niej jakieś nieodwracalne procesy. Wcześniej po prostu ignorowała mojego męża i jego syna, udając, że ich nie ma, ale po ślubie zaczęła nastawiać mojego syna przeciwko bratu.

Oczywiście, nie można zmuszać nikogo do miłości, ale dorosła osoba powinna rozumieć, że warto trzymać swoje emocje dla siebie. Dzieci nie są winne, nie rozumieją jeszcze wielu rzeczy. Mój syn ma sześć lat, a syn męża siedem.

Ogólnie dzieci świetnie się dogadują, jeśli moja mama się nie wtrąca. Staramy się ich uczyć dzielenia się, ustępowania, wpajamy im poczucie, że są braćmi. Chłopcy łatwo nawiązują kontakt, ale złe nawyki łapią szybciej niż dobre.

Mama często przychodziła w odwiedziny i przynosiła prezenty tylko swojemu wnukowi. Jeszcze mówiła, żeby nie dzielił się czekoladą. Które dziecko nie chciałoby zjeść całej czekolady, zwłaszcza że babcia pozwala?

Gdy zauważała, że brat bawi się zabawką, którą podarowała swojemu wnukowi, zaczynała przekonywać mojego syna, że to jego zabawka i tylko on powinien się nią bawić. Nieśmiałe próby wyjaśnienia, że mama z tatą uczą dzielenia się, rozbijały się o babcine “a ja mówię, że nie musisz się dzielić, ja tę zabawkę tobie podarowałam”.

Oczywiście, po takich sytuacjach między chłopcami dochodziło do bójеk. Jeśli sytuację z prezentami mogliśmy jeszcze jakoś załagodzić, dając synowi męża taką samą czekoladę, to z zabawkami było trudniej.

Nie od razu zauważyłam, że wszystkie poważne kłótnie między dziećmi zdarzały się po wizytach mojej mamy. Ale później zrozumiałam, kto jest źródłem problemu.

Przeprowadziliśmy rozmowę wychowawczą na temat tego, że takie zachowanie jest niewłaściwe, że dorosła osoba powinna się wstydzić, ale mama nadal trzymała się swojej linii – ma tylko jednego wnuka, dla niego robi wszystko, a obcy chłopiec jej nie obchodzi.

Kłóciliśmy się kilka miesięcy, a potem zrozumiałam, że muszę podjąć radykalne kroki. Oświadczyłam mamie, że odtąd nie będzie się pojawiać w naszym domu. Będę przywozić jej wnuka, ale wszystkie spotkania będą tylko przy mnie, a jeśli zauważę, że nadal psuje mi dziecko, to całkowicie zerwę kontakty.

Mama oczywiście była oburzona, kilka razy mimo wszystko przyszła, ale nie wpuściłam jej dalej niż na próg. Nie chcę tracić spokoju i harmonii w rodzinie przez jej dziwne zachowanie. Jeśli nauczy się zachowywać – serdecznie zapraszam, ale na razie niech przemyśli swoje zachowanie.