Zakończenie urodzin naszego syna było dla mnie zupełnie niespodziewane

Mieszkaliśmy razem prawie dwadzieścia lat. Nie mogę pochwalić się jakimiś wybitnymi sukcesami, ale pewnym średnim poziomem – zarówno w relacjach, jak i we wszystkim innym. Kupiliśmy mieszkanie, wychowaliśmy dwóch synów, zbudowaliśmy dom na działce, słowem, wszystko jak u ludzi.

Przez te wszystkie lata zdarzało się wiele, ale nigdy nie doszło do rozwodu, chociaż pamiętam kilka naprawdę poważnych kłótni. W takich momentach zazwyczaj ratowała nas cicha postawa mojego męża, który miał zasadę – nie eskalować konfliktu, kiedy zaczynało być gorąco, starał się milczeć, aby wszystko samo się uspokoiło. Tak zwykle się działo, ja trochę pokrzyczałam, ale kłótnia z samą sobą w monologu nie była interesująca i emocje dość szybko wracały do normy, z wyjątkiem tych kilku pamiętnych skandali.

Ogólnie nasze rodzinne życie było spokojne i ułożone. Starszy syn wyjechał na studia do innego miasta, tam też zamierza przenieść się młodszy, obaj są zainteresowani popularnym obecnie zawodem informatyka. A ja już myślałam, że kiedy dzieci się wyprowadzą, my z mężem spokojnie dotrwamy do emerytury i będziemy prowadzić komfortowe życie na działce, przeplatane wygodnym miejskim życiem.

Ale jak się okazało, mój mąż miał zupełnie inne plany na przyszłość. To wyszło na jaw podczas urodzin naszego młodszego syna, Aleksandra. Skończył szesnaście lat, zebraliśmy się całą rodziną, miło spędziliśmy czas, potem bracia postanowili pójść na dyskotekę, a my zostaliśmy w domu, aby posprzątać.

Kiedy wszystko było już zrobione, mąż zaproponował wypicie filiżanki herbaty z tortem i powiedział, że ma poważną rozmowę. Zaintrygowana zgodziłam się na późne spotkanie przy herbacie, i oto co usłyszałam, prawie dosłownie:

— Magda, dzieci dorosły, za dwa lata Sławek wyprowadzi się z domu, myślę, że nasz związek do tego czasu się wyczerpie, więc postanowiłem, że powinniśmy się rozwieść, na spokojnie, bez nerwów, po prostu rozejść się w różne strony. W tym czasie uporządkujemy wszystkie sprawy materialne, przygotujemy się psychicznie, żeby nie popadać w przygnębienie. Taki mam plan. Co ty na to?

Jak myślicie, co mogłam powiedzieć? Oczywiście, nic, bo prawie zakrztusiłam się tortem z powodu tak „wspaniałego” pomysłu! Na początku myślałam, że to tylko nieudany żart, ale widząc poważne oczy męża, zrozumiałam, że to nie żart, wszystko jest na poważnie.

Do tej pory, a minęło już kilka dni, nie odpowiedziałam mężowi nic. On zachowuje się, jakby nic się nie stało – praca-dom, normalna rutyna. Mam wrażenie, że mąż zaproponował mi wyjście do teatru i teraz czeka na moją odpowiedź.

Podzieliłam się tym unikalnym pomysłem męża z bliską przyjaciółką, ta również oniemiała, nie wiedząc, co poradzić, a co może poradzić, skoro sama nie miała do czynienia z taką sytuacją? Chodzę, trawię w sobie nadchodzące wydarzenia i, szczerze mówiąc, chciałabym je przyspieszyć, a nie czekać jeszcze dwa lata, żeby sytuacja szybko się rozwiązała. Dzieci jeszcze nie wiedzą o pragnieniu taty, aby stać się wolnym, ale prędzej czy później będziemy musieli im powiedzieć o planach ojca, nie sądzę, że nasi synowie będą z tego zadowoleni.

Tak po prostu, bez widocznych przyczyn, mąż wszystko zdecydował. Najprawdopodobniej ta myśl dojrzewała w nim już od dawna, tylko dlaczego – tego nie rozumiem…