– Zaniesiesz zakupy dla Marii? Znowu nie mają pieniędzy. – Nic nowego. Tamara nawet nie pomyślała, że krewni mogą nie być aż tak biedni, jak opowiadają. – Zobacz, tu w torbie są ciastka, wystarczy im na miesiąc. Tu kasze. No, tym razem dajemy minimum od nas. O Marię troszczyli się wszyscy bardziej niż o siebie. O nią, jej męża i dwóch synów. A jak nie pomóc krewnym, którzy mają taką biedę?

– Zaniesiesz zakupy dla Marii? Znowu nie mają pieniędzy.

– Nic nowego.

Marcie nawet przez myśl nie przeszło, że może jej krewni wcale nie są tacy biedni.

– Poczekaj. Zobacz, tu w torbie jest ciastka, wystarczy im na miesiąc. Tu kasze. No, tym razem minimum od nas.

O Marię troszczyli się wszyscy, czasem bardziej niż o siebie. O nią, jej męża i dwóch synów.

– No cóż, po prostu mają pecha – dodała Marta, kiedy jej mąż pokręcił głową.

Marta w to wierzyła, jak i reszta rodziny. Jeszcze kilka lat temu, gdy przyszła do nich w odwiedziny, od razu usłyszała: Maria straciła pracę, a Michał wpadł w ogromne długi. Coś związanego z jego firmą. I to była jego wina.

Nie mieli nawet na jedzenie. Marta naturalnie pobiegła do sklepu i przyniosła im dwa duże worki najpotrzebniejszych rzeczy. Jak mogła zrobić inaczej? W końcu wszyscy się znają i pomagają sobie nawzajem.

– Dziękuję! – cieszyła się Maria.

Ale to był dopiero początek problemów. Stopniowo inni krewni dowiadywali się o ich trudnej sytuacji i również zaczęli pomagać, jak tylko mogli – przynosili ubrania, buty, jedzenie.

Kilka razy trzeba było pomóc spłacić drobne kredyty.

– Marto, masz może teraz trochę pieniędzy?

– Trochę mam.

– Wzięliśmy dwie karty kredytowe, nie chcieliśmy was prosić, ale nie mamy jak ich spłacić.

– Oczywiście, pomogę.

Marta wtedy oddała ostatnie oszczędności. Do wypłaty razem z mężem musieli jakoś sobie radzić. Mąż nie miał pretensji – nie mogli przecież zostawić ludzi w potrzebie.

Pewnego dnia, gdy Marta spacerowała po podwórku z dziećmi, rozmawiała z sąsiadką z bloku naprzeciwko.

– Pani jest siostrą Marii z mieszkania 204? – zapytała kobieta.

– Nie, nie, ona jest przyrodnią siostrą mojej mamy. Mają wspólnego ojca, mojego dziadka.

– Biedna kobieta – smutno westchnęła Anna. – Tak wiele ich spotkało… Sama nie mam za dużo, ale ostatnio znalazłam dla nich trochę pieniędzy. Każdemu mogłoby się to przydarzyć. Mąż pracował, starał się, nie chciał źle, ale jeden błąd i teraz całe lata w długach. Nikt by tego nie chciał.

Marta się zdziwiła.

– A o co dokładnie prosili?

– O spłatę jakiegoś kredytu. Powiedzieli, że trzeba go pilnie spłacić. Maria mówiła, że wy nie macie pieniędzy… Eh, trudna sprawa.

Kilka dni wcześniej Marta po raz kolejny pomogła Marii i Michałowi spłacić jeden z kredytów. Więc skąd nowy dług?

W domu Marta opowiedziała wszystko mężowi.

– Nie wydaje ci się to dziwne? Jeśli mieli dwa kredyty do spłaty, dlaczego nie powiedzieli nam, rodzinie, ani innym? A jeśli był tylko jeden, to dlaczego dwa razy prosili o pomoc?

– Może nie chcieli znów prosić nas? Przecież cały czas im pomagamy – i my, i twoja mama, i wujek z ciocią, i wszyscy inni. Nawet sąsiadka ostatnio przyniosła im jakieś ubrania. Więc może dlatego już nie prosili nas.

Marta pokiwała głową. Brzmiało to całkiem logicznie.

– Potrzebujesz czegoś jeszcze? – zapytała, gdy znów przyszła do Marii.

– Nie, wszystko mamy.

Dzieci właśnie zostały przygotowane do szkoły. Wydano mnóstwo pieniędzy, ale dobrze, że reszta rodziny pomogła. Marta jednak nie miała już pieniędzy na własne potrzeby. I to wszystko, mimo że Maria znalazła pracę.

Mama Marty wcześniej nie utrzymywała bliskiego kontaktu z młodszą siostrą, ale teraz też zaczęła jej pomagać.

– To straszne… Oboje pracują, biedacy, ale te długi będą spłacać jeszcze przez dziesięć lat. Wciąż im brakuje.

Wszyscy tak myśleli. Przypadek losowy. Każdemu mogłoby się przytrafić. Dlatego wszyscy chcieli pomóc.

Aż pewnego dnia mama Marty powiedziała, że Maria prawie przekonała ją do wzięcia kredytu na siebie.

Tego Marta już nie wytrzymała. Wszyscy im pomagają, nawet kosztem własnych potrzeb, a oni jeszcze próbują wciągnąć w długi starszą kobietę, której jedynym dochodem jest emerytura?

Pojechała do Marii, ale nie zastała ich w domu. Natomiast w podwórku trwała awantura. Pani Irena, sąsiadka, która wcześniej wzięła dla Marii kredyt, krzyczała:

– Nie macie wstydu!

– Co się dzieje? – zapytała Marta.

– Spójrz tylko, jakim samochodem przyjechali! Mój syn od razu powiedział, że to bardzo drogie auto. To jak to jest? Proszą o jedzenie, wszyscy im pomagamy, a potem widzisz, jakie luksusowe samochody kupują!

– Co to ma znaczyć?! – Marta spojrzała na Marię.

Nie było żadnych gigantycznych długów. Nie było żadnych problemów. To wszystko było sprytną manipulacją, aby wyłudzić pieniądze od rodziny i sąsiadów. A oni sami żyli na wysokim poziomie.

– Och, ale my zapłaciliśmy tylko połowę, reszta jest na kredyt – odpowiedziała Maria. – No, chcieliśmy kupić, wciąż coś przeszkadzało. Więc poprosiliśmy o pomoc.

– Ale prosiliście na coś innego! – oburzyła się Marta.

– Na to byście nie dali.

No tak, logiczne.

Wszyscy powoli się rozeszli. Marta, wracając do swojego mieszkania, wciąż słyszała, jak pani Irena wciąż się kłóci. Trudno było się z nią nie zgodzić.

W domu mąż Marty powiedział to, co i ona myślała:

– Nie chodzi o pieniądze. Jeśli ktoś naprawdę potrzebuje pomocy, to nie żal dać. Po prostu po ludzku. Ale tutaj oni po prostu nas oszukali. Lepiej było pomóc komuś, kto naprawdę tego potrzebuje.

A już w poniedziałek Maria dziwiła się, dlaczego nikt nie przyniósł im jedzenia. Nie mają przecież pieniędzy. Mają kredyt do spłacenia.