Znowu liczysz pieniądze? Widzę, że to stało się twoim ulubionym zajęciem – powiedział męż z wyrzutem. Byłam nieco zmieszana, bo myślałam, że zdążę wszystko przeliczyć, zanim wróci do domu, ale byłam zmuszona dostosować się do sytuacji. – Mam pieniądze i licze je, co ci do tego? – odpowiedziałam, zbierając banknoty ze stołu. Niedawno wróciłam z Włoch, gdzie pracowałam przez ponad 8 lat. Przez ten czas odwiedziłam dom tylko dwa razy, bo na początku nie miałam odpowiednich dokumentów, a później po prostu nie miałam ochoty na ciągłe podróże

Do wyjazdu za granicę zainspirował mnie mój syn. Pojechałam do pracy z protestu, i on o tym wie. Po prostu nie mogłam spokojnie patrzeć, jak niszczy sobie życie, a wpłynąć na jego decyzje nie potrafiłam.

Mój jedyny syn Andrzej, dla którego żyłam i starałam się całe życie, postanowił ożenić się z kobietą, która zupełnie do niego nie pasowała. Z mężem nie byliśmy ani bogaci, ani biedni – mówiąc wprost, mieliśmy przeciętny poziom życia, własny dom, samochód.

Syn ukończył uniwersytet, znalazł dobrą pracę, miałam nadzieję, że znajdzie sobie godną narzeczoną. Jednak wybrał Annę – najbiedniejszą dziewczynę z naszej wsi, której ojciec zaglądał do kieliszka, a potem i matka również. Rodzina była biedna, jednym słowem nie mogłam zaakceptować takiego wyboru syna.

Nie chciał mnie słuchać. Ponieważ byłam przeciwna temu związkowi, po prostu wziął ślub cywilny z Anną i zamieszkali w wynajętym mieszkaniu w miasteczku.

Nie mogłam mu tego wybaczyć, cała rodzina śmiała się ze mnie, że nie zrobiłam wesela jedynemu synowi, a u nas na wsi tak się nie robi.

Czułam i wstyd, i złość. Żeby się od tego odciąć, postanowiłam wyjechać za granicę, zarabiać pieniądze, a oni niech sobie tu żyją, jak chcą.

Syn wielokrotnie próbował się ze mną pogodzić, przekonywał, że kocha swoją żonę i nie wyobraża sobie innej kobiety u swego boku. Ale nie słuchałam go i nie chciałam się z nim pogodzić. W głębi duszy miałam nadzieję, że życie w biedzie pokaże mojemu synowi, jak błądzi, i zostawi Annę.

Ale tak się nie stało. Minęło 8 lat, a oni nadal byli razem. Długo nie mieli dzieci, ale nawet to ich nie rozdzieliło. Niedawno synowa urodziła bliźniaki, chłopcy mają już po półtora roku.

Jeszcze do nich nie chodziłam i nie widziałam wnuków. Skoro im razem dobrze, niech sobie żyją, ale mnie tam nie będzie.

Na początku wysyłałam pieniądze mężowi z Włoch, a on za nie odbudował nasz dom. Wyszedł bardzo ładny i solidny, zapewniając nam dostatnie i spokojne starość. Bo mamy dom, a ja przywiozłam sporo pieniędzy.

Mój Stefan kręcił się koło mnie, więc poszłam do innego pokoju, by schować pieniądze tak, by nawet on nie wiedział, gdzie są.

– Mario, a na co trzymasz te pieniądze? – zapytał z dystansu.

– Jeszcze nie wiem. A co? – zdziwiłam się jego pytaniu.

– Pamiętasz, jak zbieraliśmy radzieckie ruble na książkę oszczędnościową? Odmawialiśmy sobie wszystkiego, a co? W jednej chwili zdewaluowały się, zniknęły, jakby ich nigdy nie było – Stefan zamilkł, a potem ciężko westchnął.

Słowa męża skłoniły mnie do refleksji, bo mimo upływu wielu lat wciąż pamiętam rozpacz, gdy straciliśmy wszystko niemal z dnia na dzień z powodu dewaluacji.

– Lepiej byśmy wtedy kupili synowi rower, o którym tak marzył – przypomniał Stefan. – Mario, pieniądze to tylko papierki. Najważniejsi są ludzie. Nasz syn z synową i dziećmi pewnie potrzebują naszej pomocy.

– A skąd wiesz? Chyba nie chodziłeś do nich wbrew mojemu zakazowi?

– Chodziłem. Tam są tacy wspaniali chłopcy – Michał i Tadeusz, prawdziwi mali wojownicy. Już rozpoznają dziadka. I pytają o babcię.

– Tak? Pytają? Przecież chyba jeszcze nie mówią.

– Idź i sama się przekonaj. Czekają na ciebie, naprawdę czekają. I to nie dla pieniędzy. Po prostu bez ciebie ich wspaniała rodzina nie jest pełna. Cóż może być lepszego niż miłość babci?

– Jesteś mądry, Stefanie. I przebiegły… Ale masz rację. Co warte są pieniądze bez miłości i człowieczeństwa. Jutro pójdę do dzieci. A ty pójdziesz ze mną, bo sama boię się iść z taką sumą pieniędzy.

Stefan uśmiechnął się i objął swoją żonę. Zawsze potrafił do niej dotrzeć, i tym razem również mu się udało.