– Zostawiasz mnie tu samą, na pastwę losu, zabierasz wnuczkę, a pomyślałaś, z czego będę żyć! – zaczęła krzyczeć mama, gdy tylko usłyszała o moim wyjeździe. Mama stanowczo sprzeciwia się temu, abym wyjechała ze wsi, aby ułożyć sobie życie, mimo że mój mąż otrzymał świetną ofertę pracy w renomowanej firmie w stolicy. Teraz stoję przed wyborem – mama czy stolica

Urodziłam się w małym prowincjonalnym miasteczku, gdzie spędziłam prawie trzydzieści lat. Pięć lat temu wyszłam za mąż za chłopaka z naszej wsi. Andrzej wrócił tu po ukończeniu studiów. Powodem była jego chora matka, którą musiał się opiekować. Andrzej spodobał mi się, bo różnił się od innych chłopaków. Był bardzo ambitny i zawsze marzył o karierze w stolicy.

Tutaj, gdzie mieszkamy, nie ma żadnych perspektyw. Ludzie nigdy tu dobrze nie żyli, prawie nie ma pracy. Większość utrzymuje się z własnych upraw, które posiadają wszyscy. Drogi są w fatalnym stanie, nie ma dokąd pójść. Po ślubie urodziła się nasza córeczka. Niedawno zmarła moja teściowa, więc Andrzej zaczął szukać możliwości wyjazdu z wsi. Ostatnio miał szczęście – pomyślnie przeszedł rozmowę kwalifikacyjną w jednej ze stołecznych firm i teraz zaproszono go do pracy. Obiecują nawet pomóc z mieszkaniem na początek…

Pensja w stolicy, jeśli wszystko pójdzie dobrze, będzie tak wysoka, że w naszym miasteczku o takich kwotach można tylko pomarzyć. Mamy dziecko. W dużym mieście nasza córka zobaczy świat, otrzyma dobrą edukację, będzie mogła uprawiać sport, uczyć się języków, rozwijać pasje – wszystko, czego zapragnie. Mnie również będzie łatwiej znaleźć tam pracę. Może z czasem uda nam się kupić mieszkanie. Słowem – podjęliśmy decyzję o przeprowadzce.

Jest jednak jeden problem – moja mama, kiedy usłyszała o wyjeździe, wpadła w histerię! Dosłownie kładzie się w drzwiach i krzyczy:

– Nie puszczę cię!

Sprawa w tym, że jestem jej jedynym, późnym dzieckiem, poza mną nie ma nikogo, a mama ma już prawie siedemdziesiąt lat. Wychowywała mnie sama, urodziła dla siebie, przez całe dzieciństwo opiekowała się mną, nie odstępowała mnie na krok. Nikt tak nie troszczył się o swoje dzieci. Jestem jej za to bardzo wdzięczna, ale mama zdecydowanie przesadza. Płacze dniami i nocami, chwyta się za serce i łatwo może wylądować w szpitalu.

– Zostawiasz mnie tu samą, zabierasz wnuczkę, a z czego będę żyć? – powtarza bez końca.

Nie rozumiem, jak tak można! Powinna się cieszyć, że córka jedzie do dużego miasta, że ma szansę na lepsze życie. A ona tylko przeszkadza! Przecież nadal zamierzam jej pomagać, będę wysyłać pieniądze.

Już sama nie wiem, co robić. Mama zachowuje się tak, że mam ochotę wszystko odwołać i zostać z nią. Początkowo chciałam wyjechać razem z mężem, ale teraz, po jej reakcjach, uzgodniliśmy, że mąż pojedzie najpierw sam, a ja zostanę jeszcze kilka miesięcy. On tam wszystko zorganizuje, a mama może się jakoś uspokoi.

Podzieliłam się moimi rozterkami z najlepszą przyjaciółką, a ona powiedziała:

– Dlaczego pozwalasz mamie sobą rządzić? Zdecydowaliście się na wyjazd – to jedźcie! Razem będzie wam łatwiej… I nie słuchaj nikogo, im szybciej wyjedziesz, tym szybciej mama się uspokoi. Długie pożegnania to tylko niepotrzebne łzy. Jeśli będziesz tańczyć, jak ona zagra, skończy się na tym, że zostaniesz sama z dzieckiem i matką. Tego chcesz? Wydaje mi się, że właśnie do tego dąży twoja mama…

Po tej rozmowie czuję się jeszcze bardziej zagubiona i nie wiem, co robić. Myśleć o sobie i swojej córce czy o matce?