– Niech nazywa mnie tatą, każde dziecko powinno mieć ojca! – oznajmił mi sąsiad.

Tak się złożyło, że ojciec mojego dziecka porzucił mnie jeszcze w piątym miesiącu ciąży. Chociaż sam błagał mnie o dziecko i cieszył się, gdy dowiedział się o moim stanie. Ale po pewnym czasie oznajmił, że nie jest gotowy zostać ojcem.

Nie miałam nawet myśli, żeby zrezygnować z dziecka, choć w szpitalu proponowali mi podpisanie dokumentów i zostawienie synka. Nigdy nie mogłabym tego zrobić własnemu dziecku – to niewyobrażalne.

Miałam wtedy dwadzieścia lat. Dwa lata wcześniej opuściłam dom dziecka, a przyznanego mi przez państwo mieszkania jeszcze nie otrzymałam. Swoją drogą, nadal czekam w kolejce, a mieszkamy w wynajętym lokum.

Nie mogłam iść na urlop macierzyński, ponieważ nie byłam oficjalnie zatrudniona w sklepie, gdzie dorabiałam jako kasjerka.

Kilka miesięcy po porodzie wróciłam do pracy, tylko już w innym sklepie. Szef nawet trochę podniósł mi pensję, gdy dowiedział się o mojej trudnej sytuacji.

Gdy jestem w pracy, moim synem opiekuje się sąsiad. Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Ma na imię Michał, ma sześćdziesiąt trzy lata i jest samotny. Chętnie zgodził się pomóc mi przy dziecku, gdy zarabiam na życie.

Pan Michał to bardzo miły człowiek, traktuje mnie jak córkę. W trudnych chwilach pożyczał mi pieniądze na czynsz i przynosił trochę jedzenia.

Tego lata znalazłam stałą pracę w sklepie obuwniczym, biorąc więcej zmian. Teraz mogę zarabiać więcej, bo Jarosław podrósł – ma już trzy lata.

Panu Michałowi łatwiej się nim opiekować. Sam nalegał, żebym jeszcze nie oddawała dziecka do przedszkola. Mówił, że jest za mały i może być mu tam trudno.

Pewnego dnia, po kolejnej zmianie, jak zwykle poszłam po syna do sąsiada.

– Puk, puk, to ja! – weszłam do przedpokoju.

– Mamo! – przybiegł do mnie synek.

– Jak minął dzień? Mam dla ciebie smażone ziemniaki. Chodź, zjesz coś ciepłego – zaproponował pan Michał.

– Dziś było spokojnie, nawet się nie zmęczyłam. Dziękuję, ale zjemy w domu. Nie chcę ci zabierać czasu. Pewnie zmęczyłeś się z Jarkiem – grzecznie odmówiłam.

– Ani trochę! Ale jak chcesz. Moja propozycja – twoja decyzja – zaśmiał się pan Michał.

– Do zobaczenia. Chodź, Jarku – pożegnałam się.

– Cześć! – uśmiechnął się sąsiad.

Podczas kolacji zapytałam syna o jego dzień.

– Co dziś robiłeś? – zapytałam.

– Bawiliśmy się na placu zabaw, tata bawił się ze mną w piaskownicy – odpowiedział.

– Tata? Kochanie, to nie tata, to pan Michał – poprawiłam go.

– On prosił, żebym nazywał go tatą – wyjaśnił synek.

– Nie, skarbie, więcej go tak nie nazywaj. To pan Michał, zrozumiałeś? A jeśli jeszcze raz cię o to poprosi, powiedz, że mama nie pozwala – powiedziałam stanowczo.

– Dobrze, rozumiem – kiwnął głową Jarosław.

Położyłam dziecko spać, a sama zaczęłam rozważać sytuację. Dziś już nie pójdę do sąsiada, ale jutro na pewno z nim porozmawiam.

Następnego dnia wstaliśmy późno. Po śniadaniu poszłam z synem do pana Michała. Zapukałam.

– Dzień dobry, idziesz do pracy? – zapytał.

– Nie, chcę porozmawiać. Jarosław powiedział, że prosiłeś go, by nazywał cię tatą. Dlaczego? – zapytałam.

– A co w tym złego? Chłopiec nie ma ojca, niech mnie tak nazywa. Każde dziecko powinno mieć ojca – odpowiedział pan Michał.

– Ale on będzie myślał, że naprawdę jesteś jego ojcem. To nieprawda! Rodzice zazwyczaj mieszkają razem, a różnica wieku jest mniejsza. Zrozum, to nienormalne. Poza tym nie zgadzam się na to – tłumaczyłam.

– Niech nazywa, miło mi to słyszeć. Nie mam własnych dzieci – zignorował mnie pan Michał.

– Nie! W takim razie zapiszę Jarka do przedszkola. Dziękuję za pomoc – powiedziałam i odeszliśmy.

– Jeszcze przyjdziesz prosić o pomoc, ale już ci nie pomogę! Robisz problem z niczego! – krzyknął za nami.

W domu jeszcze raz porozmawiałam z synem. Po panu Michale się tego nie spodziewałam. Dorosły człowiek, a takich rzeczy nie rozumie!

Będę musiała wziąć urlop i zapisać dziecko do przedszkola.